sobota, 5 maja 2018

Od Stardust'a CD historii Dante

Spacerowałem już tak od dłuższego czasu, zachwycając się ziemską florą. Zstąpiłem z Nieba, żeby odnaleźć Carreou, ale jak zwykle coś nie wyszło. Prawdopodobnie źle wybrałem miejsce. No trudno, znajdę go i tak. Zdjąłem z twarzy maskę i nabrałem w płuca zapach sosen. Coś pięknego. Uniosłem wzrok na przebijające się pomiędzy drzewami złote wstęgi. Promienie słońca ogrzewały przyjemnie moje ramiona. Gdy tylko przypomniałem sobie, że mogę być obserwowany, natychmiast przywołałem się do porządku. Carreou nie byłby dumny, gdybym został zabity od razu po opuszczeniu Edenu. Mi też to się zbytnio nie podobało. Na nowo naciągnąłem maskę na twarz i rozejrzałem się ukradkiem. Pusto. Ruszyłem dalej, stąpając jak najciszej. W dłoni ściskałem Lunę na wypadek ataku z zaskoczenia. Powoli zbliżałem się do pierwszego budynku. Moim obowiązkiem jako Anioła i obrońcy Carreou było przeszukanie go. Mogli tam się znajdować ludzie, którzy przeżyli lub mój cel poszukiwań. Już zamierzałem wyjść z lasu i zakraść się do starej przychodni. Nagle z budynku wyszła dziewczyna. Podskoczyłem wystraszony w miejscu, mało nie upuściwszy karambitu. Szybko ukryłem się w paprociach. Z ulgą doszedłem do wniosku, że nie zostałem zauważony. Przyjrzałem się więc ludzkiej przedstawicielce płci pięknej. Od razu pojąłem, dlaczego kobiety są tak nazywane. Dziewczyna odgarnęła z różanych policzków swoje niebieskie włosy, wyglądające, jakby każde pasmo zostało misternie uplecione ze światła gwiazd. Poczułem, jak moja twarz staje się cieplejsza na policzkach. Nie byłem w stanie wykonać najmniejszego ruchu, ani oderwać wzroku od pięknej nieznajomej. Pięknej? To słowo nie oddaje w pełni jej urody. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Dante. Przeniosłem wzrok na chłopaka (o ile tak można nazwać Anioła, który ma ponad kilkaset lat). Ujrzałem, jak z uśmiechem kładzie dłoń na ramieniu czarującej istoty. Nieznana mi dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej. Czyli to jego pani. Westchnąłem cicho. To oznaczało, że wszystko stracone. Dante zaczął nasłuchiwać, po czym spojrzał w moją stronę. Szybko zasłoniłem usta dłonią. Anioł mimo tego ruszył w moim kierunku. Skubany dobry jest. Od razu zmieniłem miecze w breloki, a Lunę w pierścień. Dante podszedł do mojej kryjówki i zanurzył się w liściach. Otworzyłem szeroko oczy, gdy nasze twarze dzielił zaledwie centymetr. Nie wiem, który z nas był bardziej zdziwiony. Chociaż nie. Ja przeżywałem właśnie szok i zawał w jednym. 
- Stardust? - szepnął czerwonowłosy. 
- H - Hejka? - niepewnie uniosłem dłoń i kącik ust. 
- Co tu robisz? 
- Szukam Carreou. 
- Dziwne, bo chyba nas z nim pomyliłeś. 
- Nie pomyliłem. Wyglądasz zupełnie inaczej. 
- Więc nas stalkujesz? 
Nic nie odpowiedziałem na te słowa. Czułem jak moja cała twarz płonie. 
- Nieładnie, stary. 
- Wcale was nie obserwowałem! 
- Ciiicho. A więc co robiłeś? 
- Szukałem Carrefou. 
- powtórzyłem. 
- Potem zobaczyłem was i...schowałem się.
 Anioł zmierzył mnie wzrokiem. 
< Dante? Wydasz kolegę? :< >

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X