poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou i Any

Ciemność. Jedyne, co mnie otaczało. Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi. Powoli, próbując dostrzec cokolwiek. Jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę będę tego żałować.
Gdy oczy przyzwyczaiły się już do mroku, ujrzałem w dali czarny kształt. Na pewno nie był to człowiek. To coś przypominało bardziej nieudany eksperyment jakiegoś wariata w kitlu aptekarza. Zrobiłem mały krok w tył. Istota poruszyła się, jakby wyczuła mój ruch. Instynktownie znieruchomiałem. Potwór zaczął węszyć. Wiedziałem, że znalezienie mnie nie zajmie mi dużo czasu. Nie myliłem się. Istota odwróciła się w moim kierunku i zaczęła biec, wykorzystując do tego zarówno tylne, jak i przednie kończyny. Nie czekałem, aż ktoś do mnie zawoła "Biegnij, chłopie!" i od razu wziąłem nogi za pas.
Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy zdawało się nie kończyć, w przeciwieństwie do mojej energii, która po kilkunastu dobrych kilometrach się wyczerpała. Wzrokiem szukałem jakichś przedmiotów lub miejsc, w których mógłbym się schować, wdrapać się na nie lub użyć ich do samoobrony. Na próżno. Było tam tylko to coś i ja. Nogi stopniowo odmawiały posłuszeństwa.
Wkrótce istota mnie dogoniła i powaliła na podłoże, przypominające czarną nicość, która nie wiadomo jakim cudem nad utrzymuje. Sam potwór był mieszanką człowieka (albo raczej ludzkiego płodu, rozwijającego się w tragicznych warunkach), pająka, skorpiona i rekina. Patrząc na tą buźkę z trzema rzędami zębów, zacząłem się zastanawiać, jaki jest skład zupek z puszki. Wiedziałem, że to coś nie było prawdziwe, ale skaleczone ramię wywoływało u mnie niepewność swoim pieczeniem.
Nagle w oddali rozbłysło słabe, białe światło, by następnie zacząć pochłaniać ciemność jak wygłodniały Tenebris kiełbasę. Istota rozziawiła paszczę z piskiem. Blask tworzył na jej kilkumetrowym cielsku oparzenia. Z miejsca, w którym pojawiło się światło po raz pierwszy wyszedł anioł. W dłoni trzymał czarny miecz. Długie włosy rozwiewał mu wiatr. Nie widziałem jego twarzy. Było zbyt jasno. Zamknąłem oczy, czując jak pieką od nadmiaru światła. Usłyszałem świst przecinanego powietrza, a następnie dwa odgłosy upadającego ciała. Spojrzałem na przepołowionego potwora, czując przy tym delikatny pocałunek na czole. Poczułem się senny. Bardzo senny.
***
Miałem wrażenie, że słyszę Carreou i Anę, ale jakby ze studni. Łeb bolał mnie niemiłosiernie. Zacisnąłem zęby i uczyniłem się jakiegoś materiału.

< Carreou?  Ana? Ktokolwiek? >

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Carreou cd historii Any i Jace'a

Gdy tak klęczałem na iście brudnej, jak ludzka rasa, podłodze, z samcem w ramionach, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie mam zaburzenia osobowości.
Temat może niezbyt ciekawy do przemyśleń, ale potrzebny.
W końcu, zaledwie rano myślałem o chłopaku w kategoriach kogoś, kto być może mógłby być na moim poziomie, a teraz znowu był jedynie samcem.
Coś tu mocno nie pasowało w tej układance.
Chciałbym móc wyjaśnić te wszystkie zmiany, jakie zachodzą w moim ciele i umyśle zwykłym zaburzeniem osobowości. W duchu bałem się przyznać, że po prostu się staję bardziej ludzki. Bardziej, niżbym chciał być.
Poprzez obserwacje osób, jakie się przewijały w ostatnim czasie, wokół mej osoby, zrozumiałem, że te dziwne ukłucia w okolicy serca, myśli, uśmiechy, nagłe impulsy w mózgu, to emocje. Zaczynałem odczuwać emocje. Jak człowiek. Jak jeden z tych, na których polowałem. To nie przystoi archaniołowi, po prostu nie. Koniec dyskusji.
- Jace.. - wyszeptałem wbrew sobie, gdy ta nowa, rosnąca na sile część osobowości, przejęła władzę nad anielską osobowością. Zacisnąłem szczęki, opuściłem powieki, próbowałem się powstrzymać. Zignorowałem te spojrzenia Any, zapewne zastanawiającej się, co robię. Dlaczego drżę. Dlaczego zachowuję się w ten, a nie inny sposób. Chciałem krzyknąć, żeby nie patrzyła na nas. Bo Jace może by tego nie chciał.
Nas
To słowo było jak miecz, wręczony w dłonie nowego Carreou.
Gdy w moim sercu toczyła się walka, ja opiekuńczym gestem, jak kiedyś składałem mojego pierwszego ludzkiego podopiecznego do snu, podniosłem bruneta, przytuliłem do swojej piersi i wstałem. Dziewczyna zacisnęła dłoń na broni.
- Gdzie go zabierasz? - Spytała surowym tonem, stając przy wyjściu. Była niezwykle zaborcza jak na swój wiek, który, jak sobie sprawę zdawałem, być stosunkowo niewielki, oraz miała smykałkę do bycia przywódcą. W tym momencie, nie myślałem o konsekwencjach, tylko o dobru Jace'a, którym musiałem się zająć i to jak najszybciej.
- Odsuń się. - Powiedziałem, stając przed brunetką. Nie zareagowała. Spojrzała mi jedynie głęboko w oczy. Odwzajemniłem te spojrzenie, nie chcąc dać za wygraną.
Długo mierzyliśmy się wzrokiem, jak dwa głodne psy przed walką o kawałek kości. Byłem gotowy już siłą odepchnąć Anę, gdy poczułem ruch w swoich ramionach.
 Opuściłem spojrzenie na chłopaka, budzącego się, wracającego do żywych. Przyciągnąłem jego głowę do swojego barku, ukrywając twarz Jace'a w swoich włosach.
- Mówię po raz ostatni, Ana. Odsuń się. Muszę zanieść go do domu, jak najszybciej się da.

<Anyone?>

piątek, 13 kwietnia 2018

Od Dantego do Eleny

Pozwoliłem Elenie wyżyć się na sobie. Dopiero gdy zacząłem odczuwać irytujący ból, odciągnąłem jej nadgarstki od siebie. Delikatnie ująłem je w swoje, spojrzałem dziewczynie w oczy. Miałem się już odezwać, kiedy wróciła Ana i bez słowa dała Elenie potrzebny sprzęt.
Została jeszcze z nami przez cały proces oczyszczania ran, robienia opatrunku oraz płaczliwe epizody niebieskowłosej. Zżerany wyrzutami sumienia, nie odzywałem się, a jedynie ze spuszczonym wzrokiem zgadzałem się na wszystko, co pani doktor ze mną zrobi.
Zdziwiło mnie takie zachowanie ze swojej strony.
W końcu, byłem aniołem. Ona? Człowiekiem. Powinienem jej nienawidzić całym sercem, ale nie potrafiłem. Elena była zbyt niewinna i miła, abym wbił nóż w plecy towarzyszki. Byłem rozdarty między tymi dwoma uczuciami do tego stopnia, że prawie ponownie rozłożyłem skrzydła. Wręcz w ostatniej chwili się zreflektowałem i opanowałem.
Zjedliśmy wspólnie mały posiłek, składający się z zupy z puszki z kromkami chleba. Nie był to możne najpyszniejszy posiłek, lecz podczas niego, Elena zaczęła żartować.
- Słyszałeś, że podobno Jace się zakochał w nowym? - Spytała z ekscytacją, na co jedynie się zaśmiałem. Oczywiście, że wiedziałem. W końcu był moim rywalem.
- Też mam takie wrażenie. - odpowiedziałem, wyrzucając puszkę do kosza. Niebieskowłosa powiodła za mną wzrokiem , po czym ziewnęła. Uniosłem kącik ust, a następnie, bez ceremonialnie, wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem do sypialni. Elena podniosła się na przedramionach, ale przywaliłem ją swoim ciałem.
- Da - Dante! - wyjąkała, próbując nie dotknąć mnie swoimi rękoma. Mruknąłem niewyraźnie "spij", a następnie objąłem się jej dłońmi.
- Spij, bo jutro nie wstaniesz. - dodałem, zapadając w sen.

<Elena? Przepraszam za długi czas odpisu :< >

środa, 11 kwietnia 2018

Nowy wśród Aniołów!


"Tylko w ciemności możesz zobaczyć gwiazdy."

IMIĘ: Stardust "Stuart"
MAGICZNA BROŃ: Eclipsim, Plenitudo i Luna
POZYCJA: lekarz
UMIEJĘTNOŚCI:
~ Doskonale walczy wręcz i włada mieczem.
~ Potrafi rozmawiać ze swoimi broniami. 
~ Posiada zdolność wyczarowania dowolnej rośliny poprzez dotknięcie ziemi i ożywienia tych martwych, poprzez dotknięcie ich.
~ Potrafi gotować.
~ Zna się na roślinach i gwiazdach.
~ Potrafi leczyć zarówno siebie poprzez regenerację, jak i innych.
~ Rozumie mowę zwierząt. 
~ Potrafi wytwarzać leki
~ Gdy jest zdenerwowany, wytwarza silne pole siłowe i zdolny jest zmienić swojego przeciwnika w proch.
~ Wytwarza aurę spokoju.
~ Jest utalentowany plastycznie i muzycznie (śpiewa, gra na flecie poprzecznym, lirze i harfie).
~ Posiada zdolność widzenia przyszłości.
~ Ma nadludzką siłę, zwinność i szybkość.
APARYCJA: Sięgające do ramion srebrne włosy Stardust'a zazwyczaj są związane w kucyk, ale bywa, że Anioł zostawia je rozpuszczone. Część jego twarzy zasłania grzywka, która jest dłuższa z prawej strony. Anioł przekłada krótsze pasma swoich włosów, by odsłonić lewe oko.
Stardust ma duże oczy o lodowato niebieskich tęczówkach, lśniących w ciemności jak gwiazdy, które podobnie jak jego włosy, połyskują srebrem. Gdy Anioł jest wściekły, białka jego oczu przybierają czarną barwę, tęczówki jaśnieją i tracą blask, a włosy zmieniają kolor na lodowaty błękit z białymi jak śnieg końcówkami.
Skrzydła Anioła są duże. Sięgają do ziemi oraz wyglądają, jakby były stworzone z gwiazd i tak też lśnią, rozpraszając mrok.
Stardust jest szczupłym młodzieńcem średniego wzrostu (177cm) o jasnej skórze. Jego ubiór jest jednocześnie elegancki, luźny i praktyczny. Ze względu na chęć wyglądania zawsze schludnie, Anioł zmienia swój ubiór w zależności od okoliczności. Wśród przedstawicieli swojej rasy, Stardust nosi ciemne spodnie ze złoto-niebieską pochwą na Lunę, czarną koszulę z niebiesko-błękitnym krawatem oraz białą kurtkę z warkoczami ze złotych nici. Natomiast, gdy wyrusza w teren lub będąc w towarzystwie ludzi, ma na sobie szary płaszcz z błękitnymi elementami, moro podszewką i brązowymi pasami, które łączą jego rękawy (które można odczepić od reszty płaszcza) z resztą stroju oraz oplatają Anioła w pasie. Końce tych drugich są połączone z pochwami w kolorze moro na Lunę, Eclipsim i Plenituda. Szyję Stardust'a oplata długi szal o barwie ciemnego turkusu. Pod płaszczem Anioł ma na sobie dwukolorowy kombinezon (niebiesko-granatowy z błękitnym elementami) bez rękawów, rozpinany na piersi, którego nogawki sięgają mu do kostek. Duży kołnierz służy Stardust'owi jako maska, zakrywająca mu usta i nos. Zdobią ją z obu stron takie same, okrągłe, błękitne symbole. Stopy Anioła są odziane w granatowe obówie z białą podeszwą i paskiem na górze oraz błękitnymi elementami, sięgające prawie do kolan. Na rękach Stardust'a są granatowe rękawiczki, sięgające do połowy ramienia, "bez" kciuka, palca wskazującego i środkowego. Lewe ucho Anioła zdobi niebieski kolczyk z warkoczami ze złotych nici. Czasami Anioł zakłada zwykłe ciemne jeansy lub granatowe bojówki, czarne glany, błękitną koszulę z czarnym lub granatowym krawatem, bądź zwykły granatowy T-shirt i rozpinaną bluzę z kapturem w tym samym kolorze.
CHARAKTER: Stardust jest nieśmiałym Aniołem, który nie lubi brać udziału w bójkach. Jego stoicki spokój, którym emanuje, jest prawie nie do zmącenia. Stardust jest w głębi wrażliwą osobą, która ukrywa swój smutek pod uśmiechniętą maską. Anioł zawsze chętnie pomaga. Dodatkowo Stardust ma duszę romantyka, która sprawia, że trudno mu nawiązywać głębsze relacje z innymi Aniołami i może go kiedyś zgubić.
HISTORIA: Przed Apokalipsą Stardust był uczniem Carreou, który zastępował mu rodzinę. Anioł uczył się od niego wszystkiego, począwszy od manier do samoobrony. Od dziecka Stardust traktował swojego nauczyciela jak wzór do naśladowania i podążał za nim krok w krok.
Wcześniej Anioł zajmował stanowisko wojownika, z którego został zwolniony ze względu na swój charakter. Stardust zdecydował się zstąpić na Ziemię, mimo niechęci innych Aniołów, by wciąż podążać za Carreou jak cień i służyć mu pomocą.
ORIENTACJA: heteroseksualny (miłość, którą darzy Carreou jest innego rodzaju)
ZAUROCZENIE: Elena van Atre
PARTNER/PARTNERKA: Brak. Uważa, że nie zasługuje na swój obiekt westchnień.
INNE:
~ Nie zgadza się z Apokalisą, choć wie, że jest ona konieczna do wykonania Sądu Ostatecznego.
~ Ma miękki, przyjemny dla ucha głos, który czasem jest aż usypiający.
~ Uwielbia opiekować się innymi i obserwować gwiazdy. 
~ Jest weganinem, ale nawet takie posiłki przyjmuje rzadko.
~ Zdarza mu się rozmawiać z roślinami, które o dziwo lepiej rosną dzięki temu.
~ Inne zdjęcia: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6
STERUJE: MichaeleJohnes888 [Howrse]

wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou i Any

Już zamierzałem uściskać mojego zdolnego Carreou. Byłem z niego dumny. Wiedziałem, że mu się uda. Nie było innej opcji.
Siwek spojrzał na mnie. Jego spojrzenie stało się nieprzytomne. Musiał się zamyśleć.
Gdy byłem już blisko, Siwek chwycił mnie za ubranie. Poczułem uderzenie w ścianę. Lustra się zatrzęsły, a jedno, słabiej umocowane, spadło i zbiło się. Siedem lat nieszczęść.
Dłoń białowłosego zacisnęła się na mojej szyi. Automatycznie uniosłem lekko nogę, zamierzając kopnąć go, lecz szybko powstrzymałem się, gdy przypomniałem sobie, kto przede mną stoi. Opuściłem więc kończynę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Carreou szarpnął mną do przodu, by następnie cisnąć moją osobą w podłogę. Zacisnąłem zęby, czując promieniujący na całe ciało ból pleców i głowy. Białowłosy skoczył na mój brzuch i przystawił mi lufę pistoletu do krtani. Nie powiem, że tego bym nie chciał, ale może w trochę innych okolicznościach.
-C-Carreou? - spojrzałem na białowłosego. Chyba trochę przesadziłem. Może mu serio przeszkadza przytulanie?
Wzrok Carreou wciąż był nieprzytomny. Mimo tego, jego dzikie spojrzenie, ukryte pod wodospadem włosów, wyglądało bardzo atrakcyjnie.
Ana poderwała się z miejsca. Uniosłem dłoń, dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku i nie chcę, żeby się wtrącała.
Odgarnąłem włosy Carreou z jego czoła za ucho białowłosego, uśmiechając się przy tym krzywo. Siwek zaczął powoli wracać na Ziemię.
Gdy jego oczy znów zalśniły, spojrzał na mnie, wziął głęboki wdech i wstał. Broń została oddana szefowej.
-Przepraszam. Poniosło mnie. - wymruczał, wyciągając do mnie dłoń. Nie byłem do końca pewien, czy to będzie w porządku, jeśli przyjmę pomoc. Spróbowałem się podnieść. Momentalnie poczułem się jak na karuzeli. Upadłem na swoje cztery litery, plecami znów dotykając zimnej ściany. Ostatnie, co pamiętałem to Carreou, a następnie rozlewające się po mojej głowie ciepło i ciemność.

<Carreou? :* Ana? Elena? Dante?>

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Od Carreou cd historii Any i Jace'a

Zważyłem w dłoniach pistolet, dokładnie go oglądając. Skrzywiłem się nieco i wydąłem wargi.
Nie lubiłem broni palnej, w żadnej formie. Czy to karabin czy zwykły rewolwer. Była zbyt barbarzyńska, wymagała tylko minimalnego wysiłku. Dlatego ludzie tak często z niej korzystali. W końcu, nigdy nie lubili wyzwań. Nawet swoją planetę większość z nich oddała bez walki.
Po długiej chwili namysłu, przerywanej odgłosami jedzenia Any oraz tupaniem w miejscu samca, nabiłem pierwszy lepszy pistolet pociskami, a następnie wystrzeliłem w jedną z tarczy.
Nie trafiłem w środek, a dokładniej, to ledwo co się zmieściłem w polu. Rozmasowałem palcami nadgarstek, nieprzyzwyczajony do siły odrzutu. Brunetka zaśmiała się krótko, ironicznie.
- No, no, no, mamy tu eksperta. - Skomentowała, opierając się o ścianę z miską zupy. Jace natomiast się nie odezwał. Spoglądał na mnie wyczekująco, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Szybko odwróciłem wzrok, przeładowałem pistolet i ponownie wystrzeliłem, tym razem cały magazynek. Większość nabojów tym razem trafiła w cel. Chłopak klasnął w dłonie, a następnie podbiegł do mej anielskości i klepnął w ramię.
- Wiedziałem, że ci się uda! - Krzyknął radośnie i już miał się mi rzucić w ramiona czy coś innego, kiedy przypomniała mi się przeszłość.

Było to dawno. Bardzo dawno, kiedy byłem jeszcze w szkole wojskowej.
Tłumy kadetów, wśród nich ja. Wszyscy w mundurach, delektowaliśmy się chwilą przerwy na stołówce.
Nie przepadałem za innymi aniołami, prawdopodobnie dlatego, że czułem się od nich lepszy. Niekoniecznie tak było, lecz takie wrażenie odnosiłem. Z tego powodu, siedziałem sam. Z nudów dłubałem widelcem w posiłku, który nie wyglądał na żadne znane mi danie. Smakował równie obrzydliwie, gdyż, pchany głodem, zmusiłem się do zjedzenia chociaż jednego kęsa. Po tym od razu przeszły mnie dreszcze.
Siedząc tak przy obitym stole, usłyszałem kroki. Zerknąłem przez ramię, aby nagle przeżyć spotkanie trzeciego stopnia czyjejś pięści z moją twarzą. Zachwiałem się, od razu chywytając za złamany nos. Z trudem nastawiłem go, rozpoczynając regenerację. W tym czasie uniosłem spojrzenie na Argo, mojego wroga numer jeden, buńczucznego anioła z dystryktu, w którym sam się wychowywałem. Nasza relacja to była nienawiść od pierwszego wejrzenia.
- Co tam u ciebie, dziewucho? - Spytał, chwytając mnie za związane w kucyk włosy. Wyrwałem mu się, ale ktoś chwycił mnie za ramiona. Kadeci przerwali rozmowy, aby zobaczyć, co się dzieje. W końcu, walki w Edenie zdarzały się rzadko.
- Puszczaj mnie, idioto, bo pożałujesz! - Warknąłem, wyrywając się z uścisku. Argo wykonał bliżej nieokreślony gest.
Przeszliśmy do łaźni. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Byłem drobniejszy od grupy zakapiorów. Dlatego nie byłem w stanie bronić się, gdy bili mnie, wręcz katowali, obcieli włosy i zostawili obolałego na podłodze. Na zimnych kafelkach, powoli zmieniających swoją barwę na bladozłotą.
- Do niczego nie dojdziesz, Carreou. Pogódź się z tym. Jak nawet rodzice cię zostawili; pewnie dlatego, że nie chcieli mieć pod dachem takiego nieudacznika.
Żyłem z tymi słowami przez kilka lat. Powtarzałem je sobie, podczas treningów. Podczas wojen, wyborów oraz elekcji na Archanioła. Oraz podczas egzekucji Argo.
Już wiem, dlaczego mówi się, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.

Gdy odzyskałem świadomość, siedziałem na Jace'owym brzuchu. Spoglądałem na niego przez burzę włosów, dysząc i celując bronią w krtań. Wziąłem głęboki wdech, uspokajając się. Następnie wstałem, oddałem pistolet Anie, stojącej przy nas, gotowej do ataku.
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Mruknąłem, wyciągając dłoń do leżącego chłopaka. Niech się cieszy, że chcę go dotknąć z własnej woli.

< Jace? Ana?>


piątek, 6 kwietnia 2018

Od Any cd. historii Jace'a

Patrzyłam na Jace'a z lekkim przerażeniem. Zachowywał się jak nie on, odkąd znaleźliśmy Carreou.
Albo zaczynało mu już odbijać na starość, albo coś zaczynało się dziać między tą dwójką...

- Jak sobie chcecie - rzuciłam. W zasadzie w powietrze, bo nie doczekałam się żadnej reakcji ze strony moich towarzyszy.
Pokręciłam ganiąco głową i chwyciłam swoją miskę razem z leżącymi na niej pałeczkami.
- Dobra, chłopcy, idziemy - rzuciłam, ruszając w kierunku drzwi, jednocześnie wkładając do ust pierwszą porcję makaronu. - Czas zobaczyć, na co stać naszgo... Pupcia - dodałam, przeżuwając i patrząc znacząco na Jace'a.
Ten, niewzruszony moją uwagą, pociągnął Carreou w ślad za mną do sali treningowej.
- To najpierw coś, co nie wymaga mojego zaangażowania - zaczęłam, gdy znaleźliśmy się w przestronnym, wysokim pomieszczeniu zbudowanym na planie sześciokąta. Pomalowany był w neutralne kolory, z resztą jak w zasadzie cały budynek. Na jednej z jego ścian wisiał rząd, wciąż jeszcze całych, luster. - Bo chciałabym zjeść - mój wzrok powędrował w kierunku tarcz strzeleckich, rozwieszonych na jednej z pozostałych ścian. - To co, Carreouś, tam masz broń - wskazałam pałeczkami stojaki ustawione przeze mnie kilka dni wcześniej przy wejściu do sali. - Tam tarcze, do których możesz strzelać - wskazałam kolejne miejsce. - A tu - włożyłam pałeczki do ust i wyciągnęłam z jednej z kieszeni moich bojówek niewielkie pudełeczko - naboje.
Brwi Carreou powędrowały ku górze.
- Myślałem, że mamy ich mało - powiedział, przejmując ode mnie pojemnik.
- Bo mamy - odparłam, na powrót łapiąc pałeczki w rękę. Nawinęłam na nie kolejną porcję makaronu. - Te są woskowe. Nieszkodliwe, ale ślad na tarczy, a także siniaki, zostawiają - spojrzałam na chłopaka kątem oka, odwracając się jednocześnie, żeby znaleźć odpowiednie miejsce do ulokowania się. - Masz je później wyzbierać.
Zwinnym ruchem, cudem nie wylewając przy tym zupy z nadal trzymanej przeze mnie miski, wskoczyłam na niewielki stos skrzynek, w których przytaszczyłam tu z Jace'em większą część posiadanej przez nas broni. Następnie skierowałam wzrok na Carreou, przeglądającemu właśnie dostępne pistolety i stojącego tuż przy nim mojego szpiega, jednocześnie kontynuując dziabanie mojego śniadania.

<Carreou? Jace?>

czwartek, 5 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou

Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc "pajacowanie". To, że się o niego martwiłem? To, że byłem za niego odpowiedzialny? Czy to, że byłem bliski zawału?
- Nie fochaj się, Pupciu. - jęknąłem, obejmując białowłosego w pasie od tyłu. Dotknąłem nosem jego ucha, a przez to również wargami szyi. Ładnie pachniał. Jednak są jakieś efekty z tego jego strojenia się.
- To co z tą zupą? - zapytała zdezorientowana Ana.
- Więcej dla ciebie. Zasłużyłaś, bohaterze. - odparłem z uśmiechem, spojrzawszy na brunetkę. Następnie wtuliłem policzek w bark Carreou. Był bezpieczny. I to w tej chwili było dla mnie najważniejsze. Chciałem zatrzymać go w swoim uścisku na zawsze. Żeby już więcej nie uciekł i nie narażał swojego życia. Wszystkie tysiąc sposobów na śmierć, jakie widziałem biegnąc, były dla mnie jak sztylety wbijane w serce. Carreou był zbyt kruchy. Zbyt niewinny i uroczy, żeby umrzeć. W myślach obiecałem sobie, że już zawsze będę go chronić. Nawet, gdybym miał postawić na szali swoje życie. Carreou musi być bezpieczny.

<Carreou? Ana?>
© Halucynowaa | WS | X X X