Ciemność. Jedyne, co mnie otaczało. Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi. Powoli, próbując dostrzec cokolwiek. Jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę będę tego żałować.
Gdy oczy przyzwyczaiły się już do mroku, ujrzałem w dali czarny kształt. Na pewno nie był to człowiek. To coś przypominało bardziej nieudany eksperyment jakiegoś wariata w kitlu aptekarza. Zrobiłem mały krok w tył. Istota poruszyła się, jakby wyczuła mój ruch. Instynktownie znieruchomiałem. Potwór zaczął węszyć. Wiedziałem, że znalezienie mnie nie zajmie mi dużo czasu. Nie myliłem się. Istota odwróciła się w moim kierunku i zaczęła biec, wykorzystując do tego zarówno tylne, jak i przednie kończyny. Nie czekałem, aż ktoś do mnie zawoła "Biegnij, chłopie!" i od razu wziąłem nogi za pas.
Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy zdawało się nie kończyć, w przeciwieństwie do mojej energii, która po kilkunastu dobrych kilometrach się wyczerpała. Wzrokiem szukałem jakichś przedmiotów lub miejsc, w których mógłbym się schować, wdrapać się na nie lub użyć ich do samoobrony. Na próżno. Było tam tylko to coś i ja. Nogi stopniowo odmawiały posłuszeństwa.
Wkrótce istota mnie dogoniła i powaliła na podłoże, przypominające czarną nicość, która nie wiadomo jakim cudem nad utrzymuje. Sam potwór był mieszanką człowieka (albo raczej ludzkiego płodu, rozwijającego się w tragicznych warunkach), pająka, skorpiona i rekina. Patrząc na tą buźkę z trzema rzędami zębów, zacząłem się zastanawiać, jaki jest skład zupek z puszki. Wiedziałem, że to coś nie było prawdziwe, ale skaleczone ramię wywoływało u mnie niepewność swoim pieczeniem.
Nagle w oddali rozbłysło słabe, białe światło, by następnie zacząć pochłaniać ciemność jak wygłodniały Tenebris kiełbasę. Istota rozziawiła paszczę z piskiem. Blask tworzył na jej kilkumetrowym cielsku oparzenia. Z miejsca, w którym pojawiło się światło po raz pierwszy wyszedł anioł. W dłoni trzymał czarny miecz. Długie włosy rozwiewał mu wiatr. Nie widziałem jego twarzy. Było zbyt jasno. Zamknąłem oczy, czując jak pieką od nadmiaru światła. Usłyszałem świst przecinanego powietrza, a następnie dwa odgłosy upadającego ciała. Spojrzałem na przepołowionego potwora, czując przy tym delikatny pocałunek na czole. Poczułem się senny. Bardzo senny.
***
Miałem wrażenie, że słyszę Carreou i Anę, ale jakby ze studni. Łeb bolał mnie niemiłosiernie. Zacisnąłem zęby i uczyniłem się jakiegoś materiału.
< Carreou? Ana? Ktokolwiek? >
Brak komentarzy
Prześlij komentarz