wtorek, 20 marca 2018

Od Any cd. historii Carreou

Moja brew powędrowała w górę.
- Aż tak ci do spieszno do sprania mi tyłka? - rzuciłam żartem, mierząc Carreou wzrokiem w celu sprawdzenia, czy przyszedł uzbrojony.
No więc, nie przyszedł. Co pozwalało wysnuć wnioski, że albo był głupi, albo nazbyt pewny siebie. Bo pomykanie bez broni, nawet na terenie Ruchu Oporu, było średnio bezpieczne.
Ale może to i dobrze. Przynajmniej nie wbije mi noża w plecy. W dosłownym tego słowa znaczeniu...
- Miałem się stawić, więc jestem - padła odpowiedź na zadane przeze mnie wcześniej pytanie.
Przewróciłam oczami i, odwróciwszy się na pięcie, ruszyłam w kierunku kuchni.
- No więc zaczniemy, jak zjem - rzuciłam przez ramię, otwierając drzwi. - Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie. Jace ma tendencje do przesypiania porannych spotkań. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że mógłbyś przyjść bez niego.
Podeszłam do jednego z niewielu kranów z bieżącą wodą i umyłam pokryte pyłem ręce. Następnie sięgnęłam do szafki po nieco wyszczerbioną, ale nadal jeszcze pełniącą swoją funkcję, miskę i postawiłam ją na blacie. Spojrzałam przez ramię na Carreou, który zatrzymał się w drzwiach widocznie nie wiedząc, czy wchodzić. Po sekundzie namysłu sięgnęłam ponownie do szafki, wyciągając drugią miskę.
- Zakładam, że nic nie jadłeś - rzuciłam, sięgając do innej szafki, tym razem wyjmując z niej garnek. Napełniwszy go wodą, postawiłam na kuchence, jednocześnie drugą ręką odkręcając dopływ gazu, a kolanem naciskając guzik zapalający go. Po krótkiej serii trzasków z urządzenia buchnął niebieski płomień. Zmniejszyłam go do odpowiadających mi rozmiarów. - Mogę ci zaoferować co najwyżej zupkę z torebki. Świeżych składników mamy jak na lekarstwo, więc musimy zadowolić się tym - spojrzałam na niego dyskretnie ponad ramieniem, ciekawa reakcji na moje następne słowa. - Ale pewnie jesteś przyzwyczajony. Warunki żywieniowe u nas to raj w porównaniu z innymi miejscami.
Carreou wydał się nie wiedzieć o co mi chodzi, ale zaraz jakby go olśniło i z zapałem pokiwał głową na znak, że zgadza się z moją wypowiedzią.
Albo mam paranoję, albo z tym gościem naprawdę jest coś nie tak.
Nie spuszczając wzroku z nowego, sięgnęłam ręką do szuflady i wyjęłam z niej dwie paczki zupek chińskich. Otworzyłam je po omacku i wrzuciłam ich zawartość do misek, wyłapując torebki z ostrym sosem. Pomacham jedną z nich przed twarzą Carreou.
- Chcesz?
Wzruszył ramionami.
- To wezmę twoją porcję - wlałam zawartość obydwóch mniejszych torebek do jednej z misek. Gdy tylko woda w garnku się zagotowała, wyłączyłam gaz i zalałam makaron. Wyciągnęłam jeszcze z odpowiedniej szuflady pałeczki (nie każdy potrafi nimi jeść, ale to już nie mój problem), które znalazłam kilka dni temu w jednym z opuszczonych domów w bogatej dzielnicy i sobie przywłaszczyłam - zrobione były z dobrej jakości drewna i wykończone masą perłową. Jeden z niewielu zbytków, na których posiadanie mogłam sobie pozwolić.
- Bon apétite - powiedziałam z uśmiechem, zgarniając obydwie miski z blatu i stawiając po dwóch stronach niewielkiego stolika na środku pokoju.

Carreou?

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X