środa, 14 marca 2018

Od Eleny cd. historii Dantego i Any

Kiedy tylko Ana i Jace odeszli, a ja zostałam sama z nowym, poczułam strach. Zupełnie taki sam jak w szklarni. Coś tutaj bardzo nie pasowało. Może gdzieś przecieka gaz, jest trzęsienie ziemi, albo ten mężczyzna jest aniołem?
Pokręciłam szybko głową, chcąc odgonić od siebie myśli. Carreou wpatrywał się we mnie jak wygłodzony sęp w umierające zwierzę. Dlaczego mam takie dziwne alegorie?!
- Emm... Nazywam się Elena. - Powiedziałam cichutko, skubiąc palcami nitkę swojego golfa. Mężczyzna chrząknął, lecz poza tym nie odezwał się.
- Elena van Atre. - Powtórzyłam, myśląc, że nie usłyszał. Białowłosy jednak prychnął pod nosem.
- Nie jestem głuchy. - Wycedził. - Słyszałem za pierwszym razem. -
Oj, to nie jest dobry początek znajomości. Jeszcze bardziej onieśmielona, zamilkłam całkowicie. Niekomfortowa cisza ciągnęła się, dopóki Jace i Ana do nas nie dołączyli. Spojrzałam na nią jak na swoje wybawienie, którym po części była. Uratowała mnie od tej jakże żenującej rozmowy.
Wspólnie zajęliśmy się jedzeniem, a nasze pupile dokazywały wesoło pod stołem. Mikasa łapała Kuro, który co jakiś czas chował się przy właściciele, a Tenebris szturchał nosem kotkę, pokazując swój złośliwy charakterek. Kiedy nikt nie patrzył, oddałam zwierzakom część swojej kolacji. Wilk przechylił łeb na bok.
- Shh... To nasza mała tajemnica. - Powiedziałam szeptem, głaszcząc go za uchem.
Pozostała część kolacji była jednym, wielkim chaosem. Wpadł Dante, zaczął łasić się do naszego nowego gościa, Jace chciał go zabić..
A ja, pchana altruizmem, zabrałam chłopaka do swojej przychodni. Mimo, że nawet najmniejszy dotyk chłopaka sprawiał, że rumieniłam się, nie dawałam tego po sobie poznać. Zastanawiałam się ciągle o przyszłości oraz przeszłości. O mojej mamie, która leży gdzieś w ziemi, bez właściwego pogrzebu.. Moim ojcu, rodzeństwie.. Czy oni żyją? Ponownie zaczęłam myśleć o samobójstwie. Chciałam w końcu żyć w spokoju, bez trwogi o to, czy przypadkiem kiedyś się nie obudzę z nożem na gardle. Ale nie mogłam zostawić swojej nowej rodziny. Musiałam im pomóc, gdyż kto jak nie ja zna wszystkie rośliny w okolicy?
Z przemyśleń wyrwał mnie głos Dantego. Klęczałam na podłodze, grzebiąc palcami w skorupach kubka. Na opuszkach znajdowały się krople czerwonej krwi.
- Wszystko w porządku? - Rudzielec pomógł mi pozbierać odłamki, a następnie położył dłonie na moich ramionach. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Czy to wina moich przemyśleń? Leków? Sytuacji, w jakiej żyję?
- Zostaw mnie! - Wrzasnęłam piskliwie i skuliłam się pod szafkami. Głowę schowałam między kolanami, gwałtownie wybuchając płaczem.
- Nie dotykaj mnie.. Proszę.. Nie dotykaj już..-

< Dante?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X