poniedziałek, 19 marca 2018

Od Carreou do Jace'a i Any

Przebudziłem się w nocy. Wzrokiem omiotłem wnętrze pomieszczenia, tak bardzo innego od mojej sypialni w Edenie. Z czasem przypomniałem sobie, gdzie jestem. Na Ziemi, wśród ludzi, których powinienem tak bardzo nienawidzić. Wokół było ciemno oraz w sypialni unosił się zapach Jace'a. Zamknąłem oczy, chcąc wyrzucić z umysłu wizję młodzieńca. Nie udało mi się. Jego obraz powracał jak namolny koszmar.
Przewróciłem się na bok, wbijając spojrzenie w szafkę, czy co to tam było. Zacząłem się zmieniać, mimo, że tak bardzo tego nie lubiłem. Byłem statyczną osobą, a każda zmiana powodowała dyskomfort. Zauważając srebrzyste błyski, sięgnąłem po pierścienie. Chwilę obracałem je w palcach, aby upewnić się, że to na pewno Osiris i Diarmad. Następnie wsunąłem je na prawowite miejsce. Chciałem coś sprawdzić. Co było tak naprawdę przyczyną tych dziwnych uczuć, które doświadczałem w pobliżu Jace'a? Hormony? Choroba? Czy jednak coś więcej?
Usiadłem na łóżku, spuściłem stopy na zimną podłogę i zerknąłem w stronę drzwi. Długo zastanawiałem się, czy warto. A jeśli coś zobaczy? Jeśli jednak nie śpi?
Mechanicznym ruchem wyszedłem z pokoju. Ciemnowłosy leżał na sofie, okryty kocem. Jego czupryna, bezładnie ułożona na poduszce, przypominała aureolę. Jak najciszej potrafiłem, stanąłem przy nim i zmierzyłem wzrokiem chłopaka. Wyglądał, jak każdy inny ludzki samiec. Lecz... było w nim coś, co sprawiało, że zaczynałem postrzegać go inaczej. Bardziej jako osobę, przyjaciela niż wroga. Wyciągnąłem dłoń ku twarzy Jace'a, jednak zatrzymałem się w połowie ruchu. Anielska część mnie nie chciała zezwolić na dotyk, zwłaszcza bez rękawiczek, więc musiałem zamknąć oczy, aby tego dokonać.
Skóra bruneta była ciepła i miękka, miejscami wilgotna. Zadrżałem lekko i kontynuowałem badanie. Opuszki moich palców przesunęły się po opuszczonych powiekach, ku nosie, zatrzymując się na wargach. Bolesna tęsknota za czułością rozdarła moje serce. Kiedy stałem się tym, kim byłem? Kiedy porzuciłem prawdziwą istotę bycia aniołem na rzecz prawie że demonicznej żądzy krwi?
Opadłem na kolana, wsuwając głowę pod ramiona chłopaka. Chciałem poczuć się lubiany, potrzebny, czy nawet... kochany. Tylko tyle.
Wsłuchałem się w miarowe bicie serca Jace'a, które po części uspokoiło moje nerwy. Sam nie wiem, jak długo tam przebywałem, ale kiedy ujrzałem słońce, wznoszące się powoli nad horyzontem, dotarło do mnie, że chłopak niedługo się obudzi. Wstałem więc ostrożnie, ogarnąłem do znośnego stopnia i wyszedłem z domu. Rześkie powietrze rozbudziło mnie do końca. Zgodnie ze słowami Any, samicy przewodzącej ten ruch oporu, miałem zjawić się w kwaterze głównej. Zgadywałem, że była nią budowla, która górowała swoją masywnością nad pozostałymi domkami. Wszystko było otoczone murem. Naprawdę nieźle się rozwinęli od czasu Pogromu. Zaczęli tworzyć na nowo cywilizację, zamiast pogrążyć się w rozpaczy. Ciekawe..
Przerwałem swoje rozmyślania po przybyciu na miejsce. Pchnąłem barkiem masywne drzwi, dając się od progu ogarnąć poczuciu wielkości gmachu. Moje rozglądanie się po głównym holu przerwało pojawienie się dziewczyny.
- Carreou, tak? - Usłyszałem z jej strony, więc skinąłem w milczeniu głową. - Gdzie Jace? -
- Śpi. - rzuciłem krótko, wchodząc po schodach na balkon, gdzie stała ciemnowłosa. - Miałem przyjść na trening. Czy sprawdzian. Kiedy możemy zacząć? -

<Ana? >

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X