poniedziałek, 5 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Carreou i Any

Szybkim ruchem zerwałem swoją apaszkę z oczu nieznajomego, by móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Nie odpuszczę. A on mi jest winny wyjaśnienia. W końcu uratowałem mu te atrakcyjne cztery litery przed Aną. Sam mogłem na tym ucierpieć.
-Gadaj. - mruknąłem. Odpowiedziała mi grobowa cisza. Wyjąłem zza pasa pistolet i przyłożyłem lufę Glocka 19 do skroni białowłosego. Czekałem na jakąś reakcję. Bez skutku.
-Tak chcesz pogrywać? - uniosłem kącik ust w szatańskim uśmiechu. Będzie zabawa.
Schowałem broń i zmierzyłem powoli wzrokiem mojego gościa. Był schludnie ubrany. Zbyt schludnie jak na człowieka. Oczy zatrzymały mi się na jedwabnych rękawiczkach. Białowłosy spojrzał w to samo miejsce.
-..Nie zrobisz tego. - zauważyłem malujący się na jego twarzy niepokój.
- Jednak potrafisz mówić. Może to ci pomoże rozwiązać język? - to powiedziawszy, zdjąłem rękawiczki ze związanych dłoni nieznajomego. Jego oczy otworzyły się szeroko. Tak, wiem. Jestem zły i dobrze mi z tym.
Po ciele siwka przeszedł dreszcz. Powoli zamknął on oczy. Starał się uspokoić. Po chwili wypuścił cicho powietrze z ust, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zgrywał twardziela. Samobójca.
Wyjąłem ze swoich butów sztylet. Nieznajomy uważnie obserwował moje ruchy.
-Nie są dla ciebie, księżniczko. - zadrwiłem. Następnie zdjąłem buty.
-Wiesz co? Straaasznie mnie zmęczyło to bieganie przez cały dzień. Skarpetki chyba pójdą do spalenia.- to mówiąc, spojrzałem siwemu w oczy porozumiewawczo.
-...Nie zrobisz tego..- jego oczy były szeroko otwarte. Widocznie pewność siebie go opuściła. I słusznie.
Zdjąłem z nóg brudne skarpety i zwinąłem je w kulkę, wkładając przy tym jedną skarpetkę w drugą. Nieznajomy zaczął się szamotać. Chwyciłem go za włosy i odchyliłem jego głowę do tyłu, po czym wrzuciłem mu pod koszulkę swoją bombę biologiczną. Białowłosy panicznie starał się odepchnąć ją od siebie, ale jedynie pogarszał sprawę. Ja tymczasem zdjąłem z jego palców pierścienie i przyjrzałem się im.
-Hej! To moje!- wrzasnął białowłosy.
- Nie zjem ci, chytrusie. - odparłem, nie odrywając wzroku od dziwnych run na obu okręgach. Ciekawe.
Po dokładnym zbadaniu biżuterii, spojrzałem z powrotem na nieznajomego. Dalej się trzymał. Twarda sztuka.
Podniosłem się z blatu stołu i chwyciłem nieznajomego za koszulę. Uniosłem siwego nieco nad krzesłem, na którym niegdyś siedział i rzuciłem go na sofę. Podparłem się na przedramionach nad nim. Był wystraszony. Prawdopodobnie nagłą reakcją z mojej strony. Jego oczy mówiły, że domyśla się, iż pozostał mi jeszcze jeden as w rękawie.
Uniosłem kąciki ust w złośliwym uśmieszku. Następnie zrobiłem "dziubka " i...wypuściła z ust długą kroplę śliny. Utrzymywałem ją tuż nad twarzą mojego gościa. Odczekałem z dwie sekundy, aż nieznajomemu minie pierwszy szok.
- Powiem! Powiem wszystko! - siwek zaczął się drzeć. Wciągnąłem ślinę do ust i przełknąłem ją.
-Czekam. - spojrzałem białowłosemu w oczy. - Na początek, kim jesteś?-
- Człowiekiem, jak wy.- na bank skłamał.
- Jak się nazywasz?- wziąłem w palce kosmyk włosów swojego nowego kolegi.
- Carreou. Carreou Sherwood. - odpowiedział.
- Sherwood?- uśmiechnąłem się lekko.
-Co? Nie śmiej się!- siwek był wyraźnie zdenerwowany.
-Z czego mam się śmiać? Są różne nazwiska.- odparłem. Taka prawda.
-Co robiłeś w tamtym miejscu?- postanowiłem zebrać jak najwięcej informacji.
- Szukałem jedzenia. Zostałem sam i muszę sobie jakoś radzić. Chodzę po ruinach i szukam wszystkiego, co pomoże mi przeżyć. - Carreou opuścił wzrok.
-Czyli tak zwyczajnie sobie skaczemy jak sarenka po niebezpiecznych miejscach? - spytałem, unosząc przy tym brew.
- Nie mam wyboru.- odpowiedział białowłosy, jakby to było oczywiste.
-..Dobra. Kimniesz się u mnie, a jutro pójdziemy do Any. Może znajdzie ci odpowiednie stanowisko.- to powiedziawszy, podniosłem się i uwolnił swojego gościa. Następnie oprowadziłem kolegę po swoim domu. Staram się żyć schludnie, bo zabawnie by było, gdybym został zabity przez butelkę walającą się po podłodze. Ściany przefarbowałem na ciemniejsze kolory. Jaskrawa zieleń to nie mój styl. Na szczęście solidnej podłogi nie musiałem wymieniać.
Pokazałem znajomemu, gdzie jest łazienka, kuchnia z jadalnią i sypialnia.
- A ten pokój?- Carreou wskazał palcem na drzwi gabinetu.
-..Powiem tak, możesz wchodzić do wszystkich otwartych pokoi, a do zamkniętych na logikę mam wstęp tylko ja. Jasne?- spojrzałem na kolegę. Ten jedynie skinął głową.
-Chodź na kolację. - Skinięciem głowy wskazałem jadalnię. Carreou posłusznie zajął miejsce przy stole. Ja natomiast odgrzałem ryż z warzywami, pozostały po obiedzie i dołączyłem z nim do białowłosego. Jadł niepewnie. Jakby obawiał się otrucia.
- Śpisz w sypialni.- mruknąłem. Oczy Carreou otworzyły się nieco szerzej.
-Bez skojarzeń. Jesteś moim gościem. Ja zadowolę się sofą. Po szybkim prysznicu (czego nie można powiedzieć o tej panience), poszliśmy na swoje legowiska. Wolałem nie zamykać oczu. Tenebris czuwał razem ze mną.
***
Rano powitałem gościa śniadaniem, którym była kasza z owocami. Po nim na nowo zawiązałem apaszkę na jego głowie tak, by zasłaniała jego oczy. Obaj razem z wilkiem udaliśmy się do siedziby ruchu oporu, którego członkiem jestem.


<Carreou? Albo Ana?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X