wtorek, 6 marca 2018

Od Carreou do Jace'a

Powiedzieć "ludzki samiec mnie denerwuje", to jak stwierdzić, że lód nie jest specjalnie zimny. Niby się zgadza, ale całej prawdy nie oddaje. W moim przypadku, zdenerwowanie zahaczało o furię, kiedy tylko słyszałem jego głos. A Jace mówił dużo. To pomstował na to, że baza jest pusta, a Ana "gdzieś sobie poszła", albo, że słońce zbyt bardzo świeci mu w oczy (co skomentowałem warkotliwym "Ty chociaż coś widzisz") bądź, że drzewa nie dają dostatecznie dużej osłony przed wiatrem.
Las. Tam zabrał mnie na pseudo spacer ze swoim kundlem. Nadal miałem zasłonięte oczy, przez co co jakiś czas potykałem się. Chłopak próbował mi pomóc, lecz za każdym razem odpychałem jego dłonie. Psychiczny dyskomfort, jaki odczuwałem bez rękawiczek sprawił, że ostatecznie zacząłem drapać swoją skórę, aby się uspokoić.
- Carreouś, co ty robisz? - Jace zatrzymał się, co wywnioskowałem po nagłej ciszy, przerywanej tylko dyszeniem wilka. Nie odpowiedziałem jak zwykle, kontynuując tworzenie zaczerwienionych śladów na rękach. W pewnym momencie poczułem, że drapię skórę nieco bardziej szorstką od mojej. Odruchowo przestałem, nosem wciągając zapach ludzkiej krwi.
- Jace? - Spytałem towarzysza, kiedy nagle chusta została ściągnięta. Zmrużyłem oczy przed promieniami słońca, które padły na moją twarz. Nadal byliśmy wśród drzew, a na moich dłoniach znalazły się na powrót rękawiczki. Spojrzałem na bruneta, na co ten wzruszył ramionami i owinął podłużne ranki kawałkiem chusteczki. Czy to znaczyło, że to jego skórę wyczułem? Chciałem zadrżeć z obrzydzenia, lecz coś w moim sercu chciało, abym podziękował za przerwanie mej autodestrukcji w powolnej formie. Umysł i usta pozostały niewzruszone, tak, jak powinny.
- Możemy iść? - Jace kopnął samotny kamień, leżący na utworzonej przez zwierzęta ścieżce. Skinąłem delikatnie głową i zamknąłem oczy, szykując się na ponowne owinięcie ich chustą. To jednak nie nastąpiło. Uchyliłem powieki tylko po to, aby móc stanąć twarzą w twarz z uśmiechającym się z politowaniem chłopakiem.
- Nie zasłonisz mi oczu? -
- Po co? Abym musiał ratować co chwilę panienkę z opałów, bo się przewraca na byle gałęzi? - Jace prychnął pod nosem i z rękoma splecionymi na karku ruszył dalej. Chwilę stałem w bezruchu, zdziwiony odpowiedzią, lecz ostatecznie podążyłem za nim. Obserwowałem zaciekawiony ziemską faunę i florę. Była interesująca, na pewno ładniejsza od edeńskiej.
"Dziwne, że nie zauważyłem tego wcześniej." Pomyślałem, kucając przy kępce małych, białych kwiatów. Dotknąłem jednego z nich czubkiem palca. Płatki wydawały się niezwykle delikatne. W pierwszym odruchu spodziewałem się, że się rozpadnie, lecz tak się nie stało. Spojrzałem na bruneta, który zbliżył się do mnie i zmierzył wzrokiem roślinę.
- To stokrotka, nie poznajesz? - Samiec zerwał kwiat, łapiąc go palcami u nasady. Obrócił go kilkukrotnie, trzymając stokrotkę za łodygę, po czym wsunął roślinkę za moje ucho. Nie powiem, zdziwiło mnie to, jednak zanim zdążyłem zadać pytanie, Jace odszedł. Dogoniłem go szybkim krokiem. Wilk szedł przy nodze opiekuna, co jakiś czas powarkując na mnie, Czy to znaczy, że wie, kim jestem? Nie, to niemożliwe. Zbyt dobrze się ukrywam.
Po spacerze, powróciliśmy do bazy, a chusta ponownie wróciła na moje oczy, jednak dopiero przed wejściem. Pozwoliłem się poprowadzić do legowiska Jace'a, myślami uciekając do źródła wody oraz środka czyszczącego. Od razu po "wypuszczeniu", zamknąłem się w łazience i zająłem się dokładnym myciem każdego cala widocznej skóry. Szorowałem ją tak mocno, że w wielu miejscach stała się czerwona. Zignorowałem to, kontynuując mycie. Przerwałem dopiero wtedy, kiedy na popękaną umywalkę spadły krople złotej krwi. Zmierzyłem je wzrokiem i zacząłem nerwowo zmywać.
- No już, już.. - poganiałem wodę jak mogłem, lecz ta uparcie uznała, że chce przestać płynąć. Do drzwi zapukał samiec, prawdopodobnie zaniepokojony faktem, że rozmawiam sam ze sobą.
- Wszystko w porządku, Carreouś? -
- Tak, tak, już wychodzę. - Z trudem usunąłem ślady anielskiej bytności, założyłem rękawiczki i wyszedłem z łazienki. Na stole stała już prosta kolacja, składająca się ze wczorajszego dania. Nieufnie obwąchałem talerz, kiedy usiadłem na krześle na przeciwko bruneta. Nie zacząłem jednak jeść, dopóki widelec nie zniknął w ustach Jace'a. Nie mogłem ryzykować otrucia. A ten człowiek uparcie nie chciał podnieść sztućca z talerza.

<Jace?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X