niedziela, 4 marca 2018

Od Carreou cd. historii Jace'a i Any

Gdybym tylko mógł oderwać łapę tego człowieka... Ściągnąłem jedynie brwi, sięgając po chusteczkę, aby otrzeć nią jakże obrzydliwe płyny ustrojowe chłopaka. Kątem oka spojrzałem na Anę czy jak jej tam było, która przewróciła oczami na to, co zrobił jej pobratymca. Ludzki samiec pociągnął mnie między budynki, co jakiś czas zsuwając dłoń po moich plecach. W dół. Za bardzo w dół. W pewnym momencie zatrzymałem się, jednak od razu poczułem na tyle głowy zimną lufę pistoletu.
- Nie musisz się zatrzymywać, mam wszystko pod kontrolą. - Ana ze złośliwym uśmieszkiem naparła bronią, przez co musiałem iść dalej, aby nie ryzykować postrzelenia. Nie lubiłem jej jeszcze bardziej, mimo, iż nienawiść nie może być jeszcze większa. Bardzo nienawidziłem? Strasznie nienawidziłem? Nie.. Te określenia były zarezerwowane dla samca. Kiedy zaczęliśmy zbliżać się do ogrodzonej murem kwatery, Jace zasłonił mi oczy swoją chustą. Zaprotestowałem cichym jękiem. Brunet pochylił się nad moich uchem.
- Shh.. Bądź grzeczny, dobrze, kochaniutki? -
- Nie dotykaj mnie. - Burknąłem pod nosem w odpowiedzi. Ku mojemu bezkresnemu zdziwieniu, młodzieniec klepnął mnie poniżej pasa. Ana zachichotała na ten widok, przez co doszedłem do wniosku, że musiał być niezwykle zabawny. Na pewno nie dla mojej anielskiej dumy, która została bezpowrotnie urażona.
Zostałem poprowadzony przed siebie, często skręcaliśmy oraz schodziliśmy w dół, rzadziej w górę. Czyli to była typowa zagrywka, aby mnie zmylić. Miałem stracić rachubę czasu oraz drogi. W razie gdyby moja prawdziwa osobowość została wykryta, teoretycznie nie mógłbym wrócić do miasta, aby wezwać pomoc. Ludzie jednak byli w jakimś stopniu sprytni. Po półgodzinie, może nawet i więcej, zatrzymaliśmy się. Nadal jednak miałem zasłonięte oczy. Chciałem zdjąć chustę i umyć się jak najszybciej, lecz któreś z ich dwójki chwyciło mnie za ręce. Wnioskując po palcach, powoli muskających skórę - był to samiec. Tylko tego mi brakowało. Ktoś przyciągnął krzesło i usiadł na nim, a następnie wyciągnął rzeczy z moich kieszeni na stół. Z trudem zwalczyłem odruch wymiotny, myśląc, ile zarazków właśnie znalazło się na moim ciele.
- A więc, Jace. - rzuciła jakby od niechcenia dziewczyna po chwili ciszy. - Pokaż mi ten swój światły plan ratowania zagrożonych gatunków.-
Śmiech samca rozbrzmiał w nieco pustym pomieszczeniu, co wywnioskowałem po echo, które dobiegło do moich uszu. Obydwoje, ja z napięciem, Ana ze znudzeniem, czekaliśmy na odpowiedź, która mogła ocalić bądź zakończyć moje życie.

<Help me>
<Ktoś coś?>

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X