środa, 9 maja 2018

Od Jace'a CD Carreou

Miałem wrażenie, że się przemieszczam, ale ciepło bijące od kogoś lub czegoś, do kogo lub czego byłem przytulony, było zbyt przyjemne, by pozwolić mi na otworzenie oczu. Po chwili jednak zniknęło i poczułem chłodny wiatr. Zapach sosen. To musiał być las.
Otworzyłem oczy, zmuszony do tego przez promienie słońca. I kogo nad sobą zobaczyłem? Carreou. Czy byłem zdziwiony? Bardzo.
Przetarłem oczy, by się upewnić, czy to nie sen i czy zza rogu nie wyskoczy zaraz jakiś szurnięty jednorożec, tańczący cha-chę z delfinem na wrotkach.
Wciąż jednak widziałem białowłosego. Czyli bezpiecznie.
Spróbowałem się podnieść, ale wir gwiazd przed oczami mi w tym przeszkodził. Czując ucisk w głowie, dotknąłem dziwnie mokrych włosów. Skóra na dłoni stała się czerwona od krwi.
- Nie wstawaj jeszcze. - usłyszałem nad sobą. Z uśmiechem przełożyłem ręce za głowę. Carreou uniósł brew. Zaśmiałem się pod nosem i z trudem usiadłem obok. Oparłem się o to samo drzewo, następnie odchylając głowę do tyłu.
- Co się stało na treningu?
- O co ci chodzi?
- Dobrze wiesz. - powiedziałem, zerkając na białowłosego. Odpowiedziało mi milczenie.
- Carreou... - oparłem się na rękach i spojrzałem na swojego towarzysza.
-... Złe wspomnienia. - odparł po chwili. Nic więcej nie dodał. Spojrzałem na twarz Carreou. Złe wspomnienia i on?
Odgoniłem od siebie te myśli i przytuliłem kolegę.

<Carreou? >

wtorek, 8 maja 2018

Od Carreou CD Any i Jace'a

Poczułem, jak zaciska na mojej szacie swoje dłonie. Niczym dziecko, które poszukuje ciepła ze strony rodzica. Jak kochanka obejmuje ukochanego po długiej rozłące. Jak stęskniony wędrowiec, rzucający się na kolana przed drzwiami domu. Jak dusza, gdy widzi ramiona Śmierci.
I o czym ja tak naprawdę mówię?
Wzmocniłem uścisk, zmieniając pozycję chłopaka tak, że i jemu było wygodniej, i ja się nie męczyłem. Wygrana sytuacja.
Ana wyglądała, jakby odpuściła, więc bez słowa ominąłem ją, podnosząc dumnie podbródek.
Wyszedłem na dwór, a wiatr i ciepłe promienie słońca złożyły na mym policzku delikatny pocałunek.
Uniosłem więc kącik ust, po czym skierowałem się w stronę drzew. Obrałem las za cel, gdyż ten wydawał się być lepszym miejscem na wybudzenie niż zatęchłe, zakurzone pseudo - mieszkanie Jace'a, do którego wolałbym wracać jak najrzadziej się dało.
Ostatecznie, osunąłem się po pniu drzewa na trawę w bardziej nasłonecznionej części polany, wziąłem głębszy wdech i zerknąłem na Jace'a. Chłopak skrzywił się nieco, gdy zagubiony promień opadł na jego twarz i otworzył oczy. Od razu przywitałem go uśmiechem.
- Witaj, Jace, wśród żywych.

sobota, 5 maja 2018

Od Stardust'a CD historii Dante

Spacerowałem już tak od dłuższego czasu, zachwycając się ziemską florą. Zstąpiłem z Nieba, żeby odnaleźć Carreou, ale jak zwykle coś nie wyszło. Prawdopodobnie źle wybrałem miejsce. No trudno, znajdę go i tak. Zdjąłem z twarzy maskę i nabrałem w płuca zapach sosen. Coś pięknego. Uniosłem wzrok na przebijające się pomiędzy drzewami złote wstęgi. Promienie słońca ogrzewały przyjemnie moje ramiona. Gdy tylko przypomniałem sobie, że mogę być obserwowany, natychmiast przywołałem się do porządku. Carreou nie byłby dumny, gdybym został zabity od razu po opuszczeniu Edenu. Mi też to się zbytnio nie podobało. Na nowo naciągnąłem maskę na twarz i rozejrzałem się ukradkiem. Pusto. Ruszyłem dalej, stąpając jak najciszej. W dłoni ściskałem Lunę na wypadek ataku z zaskoczenia. Powoli zbliżałem się do pierwszego budynku. Moim obowiązkiem jako Anioła i obrońcy Carreou było przeszukanie go. Mogli tam się znajdować ludzie, którzy przeżyli lub mój cel poszukiwań. Już zamierzałem wyjść z lasu i zakraść się do starej przychodni. Nagle z budynku wyszła dziewczyna. Podskoczyłem wystraszony w miejscu, mało nie upuściwszy karambitu. Szybko ukryłem się w paprociach. Z ulgą doszedłem do wniosku, że nie zostałem zauważony. Przyjrzałem się więc ludzkiej przedstawicielce płci pięknej. Od razu pojąłem, dlaczego kobiety są tak nazywane. Dziewczyna odgarnęła z różanych policzków swoje niebieskie włosy, wyglądające, jakby każde pasmo zostało misternie uplecione ze światła gwiazd. Poczułem, jak moja twarz staje się cieplejsza na policzkach. Nie byłem w stanie wykonać najmniejszego ruchu, ani oderwać wzroku od pięknej nieznajomej. Pięknej? To słowo nie oddaje w pełni jej urody. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Dante. Przeniosłem wzrok na chłopaka (o ile tak można nazwać Anioła, który ma ponad kilkaset lat). Ujrzałem, jak z uśmiechem kładzie dłoń na ramieniu czarującej istoty. Nieznana mi dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej. Czyli to jego pani. Westchnąłem cicho. To oznaczało, że wszystko stracone. Dante zaczął nasłuchiwać, po czym spojrzał w moją stronę. Szybko zasłoniłem usta dłonią. Anioł mimo tego ruszył w moim kierunku. Skubany dobry jest. Od razu zmieniłem miecze w breloki, a Lunę w pierścień. Dante podszedł do mojej kryjówki i zanurzył się w liściach. Otworzyłem szeroko oczy, gdy nasze twarze dzielił zaledwie centymetr. Nie wiem, który z nas był bardziej zdziwiony. Chociaż nie. Ja przeżywałem właśnie szok i zawał w jednym. 
- Stardust? - szepnął czerwonowłosy. 
- H - Hejka? - niepewnie uniosłem dłoń i kącik ust. 
- Co tu robisz? 
- Szukam Carreou. 
- Dziwne, bo chyba nas z nim pomyliłeś. 
- Nie pomyliłem. Wyglądasz zupełnie inaczej. 
- Więc nas stalkujesz? 
Nic nie odpowiedziałem na te słowa. Czułem jak moja cała twarz płonie. 
- Nieładnie, stary. 
- Wcale was nie obserwowałem! 
- Ciiicho. A więc co robiłeś? 
- Szukałem Carrefou. 
- powtórzyłem. 
- Potem zobaczyłem was i...schowałem się.
 Anioł zmierzył mnie wzrokiem. 
< Dante? Wydasz kolegę? :< >

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou i Any

Ciemność. Jedyne, co mnie otaczało. Obróciłem się kilka razy wokół własnej osi. Powoli, próbując dostrzec cokolwiek. Jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę będę tego żałować.
Gdy oczy przyzwyczaiły się już do mroku, ujrzałem w dali czarny kształt. Na pewno nie był to człowiek. To coś przypominało bardziej nieudany eksperyment jakiegoś wariata w kitlu aptekarza. Zrobiłem mały krok w tył. Istota poruszyła się, jakby wyczuła mój ruch. Instynktownie znieruchomiałem. Potwór zaczął węszyć. Wiedziałem, że znalezienie mnie nie zajmie mi dużo czasu. Nie myliłem się. Istota odwróciła się w moim kierunku i zaczęła biec, wykorzystując do tego zarówno tylne, jak i przednie kończyny. Nie czekałem, aż ktoś do mnie zawoła "Biegnij, chłopie!" i od razu wziąłem nogi za pas.
Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy zdawało się nie kończyć, w przeciwieństwie do mojej energii, która po kilkunastu dobrych kilometrach się wyczerpała. Wzrokiem szukałem jakichś przedmiotów lub miejsc, w których mógłbym się schować, wdrapać się na nie lub użyć ich do samoobrony. Na próżno. Było tam tylko to coś i ja. Nogi stopniowo odmawiały posłuszeństwa.
Wkrótce istota mnie dogoniła i powaliła na podłoże, przypominające czarną nicość, która nie wiadomo jakim cudem nad utrzymuje. Sam potwór był mieszanką człowieka (albo raczej ludzkiego płodu, rozwijającego się w tragicznych warunkach), pająka, skorpiona i rekina. Patrząc na tą buźkę z trzema rzędami zębów, zacząłem się zastanawiać, jaki jest skład zupek z puszki. Wiedziałem, że to coś nie było prawdziwe, ale skaleczone ramię wywoływało u mnie niepewność swoim pieczeniem.
Nagle w oddali rozbłysło słabe, białe światło, by następnie zacząć pochłaniać ciemność jak wygłodniały Tenebris kiełbasę. Istota rozziawiła paszczę z piskiem. Blask tworzył na jej kilkumetrowym cielsku oparzenia. Z miejsca, w którym pojawiło się światło po raz pierwszy wyszedł anioł. W dłoni trzymał czarny miecz. Długie włosy rozwiewał mu wiatr. Nie widziałem jego twarzy. Było zbyt jasno. Zamknąłem oczy, czując jak pieką od nadmiaru światła. Usłyszałem świst przecinanego powietrza, a następnie dwa odgłosy upadającego ciała. Spojrzałem na przepołowionego potwora, czując przy tym delikatny pocałunek na czole. Poczułem się senny. Bardzo senny.
***
Miałem wrażenie, że słyszę Carreou i Anę, ale jakby ze studni. Łeb bolał mnie niemiłosiernie. Zacisnąłem zęby i uczyniłem się jakiegoś materiału.

< Carreou?  Ana? Ktokolwiek? >

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

Od Carreou cd historii Any i Jace'a

Gdy tak klęczałem na iście brudnej, jak ludzka rasa, podłodze, z samcem w ramionach, zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie mam zaburzenia osobowości.
Temat może niezbyt ciekawy do przemyśleń, ale potrzebny.
W końcu, zaledwie rano myślałem o chłopaku w kategoriach kogoś, kto być może mógłby być na moim poziomie, a teraz znowu był jedynie samcem.
Coś tu mocno nie pasowało w tej układance.
Chciałbym móc wyjaśnić te wszystkie zmiany, jakie zachodzą w moim ciele i umyśle zwykłym zaburzeniem osobowości. W duchu bałem się przyznać, że po prostu się staję bardziej ludzki. Bardziej, niżbym chciał być.
Poprzez obserwacje osób, jakie się przewijały w ostatnim czasie, wokół mej osoby, zrozumiałem, że te dziwne ukłucia w okolicy serca, myśli, uśmiechy, nagłe impulsy w mózgu, to emocje. Zaczynałem odczuwać emocje. Jak człowiek. Jak jeden z tych, na których polowałem. To nie przystoi archaniołowi, po prostu nie. Koniec dyskusji.
- Jace.. - wyszeptałem wbrew sobie, gdy ta nowa, rosnąca na sile część osobowości, przejęła władzę nad anielską osobowością. Zacisnąłem szczęki, opuściłem powieki, próbowałem się powstrzymać. Zignorowałem te spojrzenia Any, zapewne zastanawiającej się, co robię. Dlaczego drżę. Dlaczego zachowuję się w ten, a nie inny sposób. Chciałem krzyknąć, żeby nie patrzyła na nas. Bo Jace może by tego nie chciał.
Nas
To słowo było jak miecz, wręczony w dłonie nowego Carreou.
Gdy w moim sercu toczyła się walka, ja opiekuńczym gestem, jak kiedyś składałem mojego pierwszego ludzkiego podopiecznego do snu, podniosłem bruneta, przytuliłem do swojej piersi i wstałem. Dziewczyna zacisnęła dłoń na broni.
- Gdzie go zabierasz? - Spytała surowym tonem, stając przy wyjściu. Była niezwykle zaborcza jak na swój wiek, który, jak sobie sprawę zdawałem, być stosunkowo niewielki, oraz miała smykałkę do bycia przywódcą. W tym momencie, nie myślałem o konsekwencjach, tylko o dobru Jace'a, którym musiałem się zająć i to jak najszybciej.
- Odsuń się. - Powiedziałem, stając przed brunetką. Nie zareagowała. Spojrzała mi jedynie głęboko w oczy. Odwzajemniłem te spojrzenie, nie chcąc dać za wygraną.
Długo mierzyliśmy się wzrokiem, jak dwa głodne psy przed walką o kawałek kości. Byłem gotowy już siłą odepchnąć Anę, gdy poczułem ruch w swoich ramionach.
 Opuściłem spojrzenie na chłopaka, budzącego się, wracającego do żywych. Przyciągnąłem jego głowę do swojego barku, ukrywając twarz Jace'a w swoich włosach.
- Mówię po raz ostatni, Ana. Odsuń się. Muszę zanieść go do domu, jak najszybciej się da.

<Anyone?>

piątek, 13 kwietnia 2018

Od Dantego do Eleny

Pozwoliłem Elenie wyżyć się na sobie. Dopiero gdy zacząłem odczuwać irytujący ból, odciągnąłem jej nadgarstki od siebie. Delikatnie ująłem je w swoje, spojrzałem dziewczynie w oczy. Miałem się już odezwać, kiedy wróciła Ana i bez słowa dała Elenie potrzebny sprzęt.
Została jeszcze z nami przez cały proces oczyszczania ran, robienia opatrunku oraz płaczliwe epizody niebieskowłosej. Zżerany wyrzutami sumienia, nie odzywałem się, a jedynie ze spuszczonym wzrokiem zgadzałem się na wszystko, co pani doktor ze mną zrobi.
Zdziwiło mnie takie zachowanie ze swojej strony.
W końcu, byłem aniołem. Ona? Człowiekiem. Powinienem jej nienawidzić całym sercem, ale nie potrafiłem. Elena była zbyt niewinna i miła, abym wbił nóż w plecy towarzyszki. Byłem rozdarty między tymi dwoma uczuciami do tego stopnia, że prawie ponownie rozłożyłem skrzydła. Wręcz w ostatniej chwili się zreflektowałem i opanowałem.
Zjedliśmy wspólnie mały posiłek, składający się z zupy z puszki z kromkami chleba. Nie był to możne najpyszniejszy posiłek, lecz podczas niego, Elena zaczęła żartować.
- Słyszałeś, że podobno Jace się zakochał w nowym? - Spytała z ekscytacją, na co jedynie się zaśmiałem. Oczywiście, że wiedziałem. W końcu był moim rywalem.
- Też mam takie wrażenie. - odpowiedziałem, wyrzucając puszkę do kosza. Niebieskowłosa powiodła za mną wzrokiem , po czym ziewnęła. Uniosłem kącik ust, a następnie, bez ceremonialnie, wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem do sypialni. Elena podniosła się na przedramionach, ale przywaliłem ją swoim ciałem.
- Da - Dante! - wyjąkała, próbując nie dotknąć mnie swoimi rękoma. Mruknąłem niewyraźnie "spij", a następnie objąłem się jej dłońmi.
- Spij, bo jutro nie wstaniesz. - dodałem, zapadając w sen.

<Elena? Przepraszam za długi czas odpisu :< >

środa, 11 kwietnia 2018

Nowy wśród Aniołów!


"Tylko w ciemności możesz zobaczyć gwiazdy."

IMIĘ: Stardust "Stuart"
MAGICZNA BROŃ: Eclipsim, Plenitudo i Luna
POZYCJA: lekarz
UMIEJĘTNOŚCI:
~ Doskonale walczy wręcz i włada mieczem.
~ Potrafi rozmawiać ze swoimi broniami. 
~ Posiada zdolność wyczarowania dowolnej rośliny poprzez dotknięcie ziemi i ożywienia tych martwych, poprzez dotknięcie ich.
~ Potrafi gotować.
~ Zna się na roślinach i gwiazdach.
~ Potrafi leczyć zarówno siebie poprzez regenerację, jak i innych.
~ Rozumie mowę zwierząt. 
~ Potrafi wytwarzać leki
~ Gdy jest zdenerwowany, wytwarza silne pole siłowe i zdolny jest zmienić swojego przeciwnika w proch.
~ Wytwarza aurę spokoju.
~ Jest utalentowany plastycznie i muzycznie (śpiewa, gra na flecie poprzecznym, lirze i harfie).
~ Posiada zdolność widzenia przyszłości.
~ Ma nadludzką siłę, zwinność i szybkość.
APARYCJA: Sięgające do ramion srebrne włosy Stardust'a zazwyczaj są związane w kucyk, ale bywa, że Anioł zostawia je rozpuszczone. Część jego twarzy zasłania grzywka, która jest dłuższa z prawej strony. Anioł przekłada krótsze pasma swoich włosów, by odsłonić lewe oko.
Stardust ma duże oczy o lodowato niebieskich tęczówkach, lśniących w ciemności jak gwiazdy, które podobnie jak jego włosy, połyskują srebrem. Gdy Anioł jest wściekły, białka jego oczu przybierają czarną barwę, tęczówki jaśnieją i tracą blask, a włosy zmieniają kolor na lodowaty błękit z białymi jak śnieg końcówkami.
Skrzydła Anioła są duże. Sięgają do ziemi oraz wyglądają, jakby były stworzone z gwiazd i tak też lśnią, rozpraszając mrok.
Stardust jest szczupłym młodzieńcem średniego wzrostu (177cm) o jasnej skórze. Jego ubiór jest jednocześnie elegancki, luźny i praktyczny. Ze względu na chęć wyglądania zawsze schludnie, Anioł zmienia swój ubiór w zależności od okoliczności. Wśród przedstawicieli swojej rasy, Stardust nosi ciemne spodnie ze złoto-niebieską pochwą na Lunę, czarną koszulę z niebiesko-błękitnym krawatem oraz białą kurtkę z warkoczami ze złotych nici. Natomiast, gdy wyrusza w teren lub będąc w towarzystwie ludzi, ma na sobie szary płaszcz z błękitnymi elementami, moro podszewką i brązowymi pasami, które łączą jego rękawy (które można odczepić od reszty płaszcza) z resztą stroju oraz oplatają Anioła w pasie. Końce tych drugich są połączone z pochwami w kolorze moro na Lunę, Eclipsim i Plenituda. Szyję Stardust'a oplata długi szal o barwie ciemnego turkusu. Pod płaszczem Anioł ma na sobie dwukolorowy kombinezon (niebiesko-granatowy z błękitnym elementami) bez rękawów, rozpinany na piersi, którego nogawki sięgają mu do kostek. Duży kołnierz służy Stardust'owi jako maska, zakrywająca mu usta i nos. Zdobią ją z obu stron takie same, okrągłe, błękitne symbole. Stopy Anioła są odziane w granatowe obówie z białą podeszwą i paskiem na górze oraz błękitnymi elementami, sięgające prawie do kolan. Na rękach Stardust'a są granatowe rękawiczki, sięgające do połowy ramienia, "bez" kciuka, palca wskazującego i środkowego. Lewe ucho Anioła zdobi niebieski kolczyk z warkoczami ze złotych nici. Czasami Anioł zakłada zwykłe ciemne jeansy lub granatowe bojówki, czarne glany, błękitną koszulę z czarnym lub granatowym krawatem, bądź zwykły granatowy T-shirt i rozpinaną bluzę z kapturem w tym samym kolorze.
CHARAKTER: Stardust jest nieśmiałym Aniołem, który nie lubi brać udziału w bójkach. Jego stoicki spokój, którym emanuje, jest prawie nie do zmącenia. Stardust jest w głębi wrażliwą osobą, która ukrywa swój smutek pod uśmiechniętą maską. Anioł zawsze chętnie pomaga. Dodatkowo Stardust ma duszę romantyka, która sprawia, że trudno mu nawiązywać głębsze relacje z innymi Aniołami i może go kiedyś zgubić.
HISTORIA: Przed Apokalipsą Stardust był uczniem Carreou, który zastępował mu rodzinę. Anioł uczył się od niego wszystkiego, począwszy od manier do samoobrony. Od dziecka Stardust traktował swojego nauczyciela jak wzór do naśladowania i podążał za nim krok w krok.
Wcześniej Anioł zajmował stanowisko wojownika, z którego został zwolniony ze względu na swój charakter. Stardust zdecydował się zstąpić na Ziemię, mimo niechęci innych Aniołów, by wciąż podążać za Carreou jak cień i służyć mu pomocą.
ORIENTACJA: heteroseksualny (miłość, którą darzy Carreou jest innego rodzaju)
ZAUROCZENIE: Elena van Atre
PARTNER/PARTNERKA: Brak. Uważa, że nie zasługuje na swój obiekt westchnień.
INNE:
~ Nie zgadza się z Apokalisą, choć wie, że jest ona konieczna do wykonania Sądu Ostatecznego.
~ Ma miękki, przyjemny dla ucha głos, który czasem jest aż usypiający.
~ Uwielbia opiekować się innymi i obserwować gwiazdy. 
~ Jest weganinem, ale nawet takie posiłki przyjmuje rzadko.
~ Zdarza mu się rozmawiać z roślinami, które o dziwo lepiej rosną dzięki temu.
~ Inne zdjęcia: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6
STERUJE: MichaeleJohnes888 [Howrse]

wtorek, 10 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou i Any

Już zamierzałem uściskać mojego zdolnego Carreou. Byłem z niego dumny. Wiedziałem, że mu się uda. Nie było innej opcji.
Siwek spojrzał na mnie. Jego spojrzenie stało się nieprzytomne. Musiał się zamyśleć.
Gdy byłem już blisko, Siwek chwycił mnie za ubranie. Poczułem uderzenie w ścianę. Lustra się zatrzęsły, a jedno, słabiej umocowane, spadło i zbiło się. Siedem lat nieszczęść.
Dłoń białowłosego zacisnęła się na mojej szyi. Automatycznie uniosłem lekko nogę, zamierzając kopnąć go, lecz szybko powstrzymałem się, gdy przypomniałem sobie, kto przede mną stoi. Opuściłem więc kończynę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
Carreou szarpnął mną do przodu, by następnie cisnąć moją osobą w podłogę. Zacisnąłem zęby, czując promieniujący na całe ciało ból pleców i głowy. Białowłosy skoczył na mój brzuch i przystawił mi lufę pistoletu do krtani. Nie powiem, że tego bym nie chciał, ale może w trochę innych okolicznościach.
-C-Carreou? - spojrzałem na białowłosego. Chyba trochę przesadziłem. Może mu serio przeszkadza przytulanie?
Wzrok Carreou wciąż był nieprzytomny. Mimo tego, jego dzikie spojrzenie, ukryte pod wodospadem włosów, wyglądało bardzo atrakcyjnie.
Ana poderwała się z miejsca. Uniosłem dłoń, dając jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku i nie chcę, żeby się wtrącała.
Odgarnąłem włosy Carreou z jego czoła za ucho białowłosego, uśmiechając się przy tym krzywo. Siwek zaczął powoli wracać na Ziemię.
Gdy jego oczy znów zalśniły, spojrzał na mnie, wziął głęboki wdech i wstał. Broń została oddana szefowej.
-Przepraszam. Poniosło mnie. - wymruczał, wyciągając do mnie dłoń. Nie byłem do końca pewien, czy to będzie w porządku, jeśli przyjmę pomoc. Spróbowałem się podnieść. Momentalnie poczułem się jak na karuzeli. Upadłem na swoje cztery litery, plecami znów dotykając zimnej ściany. Ostatnie, co pamiętałem to Carreou, a następnie rozlewające się po mojej głowie ciepło i ciemność.

<Carreou? :* Ana? Elena? Dante?>

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Od Carreou cd historii Any i Jace'a

Zważyłem w dłoniach pistolet, dokładnie go oglądając. Skrzywiłem się nieco i wydąłem wargi.
Nie lubiłem broni palnej, w żadnej formie. Czy to karabin czy zwykły rewolwer. Była zbyt barbarzyńska, wymagała tylko minimalnego wysiłku. Dlatego ludzie tak często z niej korzystali. W końcu, nigdy nie lubili wyzwań. Nawet swoją planetę większość z nich oddała bez walki.
Po długiej chwili namysłu, przerywanej odgłosami jedzenia Any oraz tupaniem w miejscu samca, nabiłem pierwszy lepszy pistolet pociskami, a następnie wystrzeliłem w jedną z tarczy.
Nie trafiłem w środek, a dokładniej, to ledwo co się zmieściłem w polu. Rozmasowałem palcami nadgarstek, nieprzyzwyczajony do siły odrzutu. Brunetka zaśmiała się krótko, ironicznie.
- No, no, no, mamy tu eksperta. - Skomentowała, opierając się o ścianę z miską zupy. Jace natomiast się nie odezwał. Spoglądał na mnie wyczekująco, z delikatnym uśmiechem na twarzy.
Szybko odwróciłem wzrok, przeładowałem pistolet i ponownie wystrzeliłem, tym razem cały magazynek. Większość nabojów tym razem trafiła w cel. Chłopak klasnął w dłonie, a następnie podbiegł do mej anielskości i klepnął w ramię.
- Wiedziałem, że ci się uda! - Krzyknął radośnie i już miał się mi rzucić w ramiona czy coś innego, kiedy przypomniała mi się przeszłość.

Było to dawno. Bardzo dawno, kiedy byłem jeszcze w szkole wojskowej.
Tłumy kadetów, wśród nich ja. Wszyscy w mundurach, delektowaliśmy się chwilą przerwy na stołówce.
Nie przepadałem za innymi aniołami, prawdopodobnie dlatego, że czułem się od nich lepszy. Niekoniecznie tak było, lecz takie wrażenie odnosiłem. Z tego powodu, siedziałem sam. Z nudów dłubałem widelcem w posiłku, który nie wyglądał na żadne znane mi danie. Smakował równie obrzydliwie, gdyż, pchany głodem, zmusiłem się do zjedzenia chociaż jednego kęsa. Po tym od razu przeszły mnie dreszcze.
Siedząc tak przy obitym stole, usłyszałem kroki. Zerknąłem przez ramię, aby nagle przeżyć spotkanie trzeciego stopnia czyjejś pięści z moją twarzą. Zachwiałem się, od razu chywytając za złamany nos. Z trudem nastawiłem go, rozpoczynając regenerację. W tym czasie uniosłem spojrzenie na Argo, mojego wroga numer jeden, buńczucznego anioła z dystryktu, w którym sam się wychowywałem. Nasza relacja to była nienawiść od pierwszego wejrzenia.
- Co tam u ciebie, dziewucho? - Spytał, chwytając mnie za związane w kucyk włosy. Wyrwałem mu się, ale ktoś chwycił mnie za ramiona. Kadeci przerwali rozmowy, aby zobaczyć, co się dzieje. W końcu, walki w Edenie zdarzały się rzadko.
- Puszczaj mnie, idioto, bo pożałujesz! - Warknąłem, wyrywając się z uścisku. Argo wykonał bliżej nieokreślony gest.
Przeszliśmy do łaźni. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Byłem drobniejszy od grupy zakapiorów. Dlatego nie byłem w stanie bronić się, gdy bili mnie, wręcz katowali, obcieli włosy i zostawili obolałego na podłodze. Na zimnych kafelkach, powoli zmieniających swoją barwę na bladozłotą.
- Do niczego nie dojdziesz, Carreou. Pogódź się z tym. Jak nawet rodzice cię zostawili; pewnie dlatego, że nie chcieli mieć pod dachem takiego nieudacznika.
Żyłem z tymi słowami przez kilka lat. Powtarzałem je sobie, podczas treningów. Podczas wojen, wyborów oraz elekcji na Archanioła. Oraz podczas egzekucji Argo.
Już wiem, dlaczego mówi się, że zemsta najlepiej smakuje na zimno.

Gdy odzyskałem świadomość, siedziałem na Jace'owym brzuchu. Spoglądałem na niego przez burzę włosów, dysząc i celując bronią w krtań. Wziąłem głęboki wdech, uspokajając się. Następnie wstałem, oddałem pistolet Anie, stojącej przy nas, gotowej do ataku.
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Mruknąłem, wyciągając dłoń do leżącego chłopaka. Niech się cieszy, że chcę go dotknąć z własnej woli.

< Jace? Ana?>


piątek, 6 kwietnia 2018

Od Any cd. historii Jace'a

Patrzyłam na Jace'a z lekkim przerażeniem. Zachowywał się jak nie on, odkąd znaleźliśmy Carreou.
Albo zaczynało mu już odbijać na starość, albo coś zaczynało się dziać między tą dwójką...

- Jak sobie chcecie - rzuciłam. W zasadzie w powietrze, bo nie doczekałam się żadnej reakcji ze strony moich towarzyszy.
Pokręciłam ganiąco głową i chwyciłam swoją miskę razem z leżącymi na niej pałeczkami.
- Dobra, chłopcy, idziemy - rzuciłam, ruszając w kierunku drzwi, jednocześnie wkładając do ust pierwszą porcję makaronu. - Czas zobaczyć, na co stać naszgo... Pupcia - dodałam, przeżuwając i patrząc znacząco na Jace'a.
Ten, niewzruszony moją uwagą, pociągnął Carreou w ślad za mną do sali treningowej.
- To najpierw coś, co nie wymaga mojego zaangażowania - zaczęłam, gdy znaleźliśmy się w przestronnym, wysokim pomieszczeniu zbudowanym na planie sześciokąta. Pomalowany był w neutralne kolory, z resztą jak w zasadzie cały budynek. Na jednej z jego ścian wisiał rząd, wciąż jeszcze całych, luster. - Bo chciałabym zjeść - mój wzrok powędrował w kierunku tarcz strzeleckich, rozwieszonych na jednej z pozostałych ścian. - To co, Carreouś, tam masz broń - wskazałam pałeczkami stojaki ustawione przeze mnie kilka dni wcześniej przy wejściu do sali. - Tam tarcze, do których możesz strzelać - wskazałam kolejne miejsce. - A tu - włożyłam pałeczki do ust i wyciągnęłam z jednej z kieszeni moich bojówek niewielkie pudełeczko - naboje.
Brwi Carreou powędrowały ku górze.
- Myślałem, że mamy ich mało - powiedział, przejmując ode mnie pojemnik.
- Bo mamy - odparłam, na powrót łapiąc pałeczki w rękę. Nawinęłam na nie kolejną porcję makaronu. - Te są woskowe. Nieszkodliwe, ale ślad na tarczy, a także siniaki, zostawiają - spojrzałam na chłopaka kątem oka, odwracając się jednocześnie, żeby znaleźć odpowiednie miejsce do ulokowania się. - Masz je później wyzbierać.
Zwinnym ruchem, cudem nie wylewając przy tym zupy z nadal trzymanej przeze mnie miski, wskoczyłam na niewielki stos skrzynek, w których przytaszczyłam tu z Jace'em większą część posiadanej przez nas broni. Następnie skierowałam wzrok na Carreou, przeglądającemu właśnie dostępne pistolety i stojącego tuż przy nim mojego szpiega, jednocześnie kontynuując dziabanie mojego śniadania.

<Carreou? Jace?>

czwartek, 5 kwietnia 2018

Od Jace'a cd historii Carreou

Ciekawe, co miał na myśli, mówiąc "pajacowanie". To, że się o niego martwiłem? To, że byłem za niego odpowiedzialny? Czy to, że byłem bliski zawału?
- Nie fochaj się, Pupciu. - jęknąłem, obejmując białowłosego w pasie od tyłu. Dotknąłem nosem jego ucha, a przez to również wargami szyi. Ładnie pachniał. Jednak są jakieś efekty z tego jego strojenia się.
- To co z tą zupą? - zapytała zdezorientowana Ana.
- Więcej dla ciebie. Zasłużyłaś, bohaterze. - odparłem z uśmiechem, spojrzawszy na brunetkę. Następnie wtuliłem policzek w bark Carreou. Był bezpieczny. I to w tej chwili było dla mnie najważniejsze. Chciałem zatrzymać go w swoim uścisku na zawsze. Żeby już więcej nie uciekł i nie narażał swojego życia. Wszystkie tysiąc sposobów na śmierć, jakie widziałem biegnąc, były dla mnie jak sztylety wbijane w serce. Carreou był zbyt kruchy. Zbyt niewinny i uroczy, żeby umrzeć. W myślach obiecałem sobie, że już zawsze będę go chronić. Nawet, gdybym miał postawić na szali swoje życie. Carreou musi być bezpieczny.

<Carreou? Ana?>

środa, 28 marca 2018

Od Eleny cd. historii Dantego

Znieruchomiałam, kiedy tylko wargi chłopaka dotknęły moich. Słyszałam tylko swoje, bijące jak oszalałe serce. Dlaczego on zrobił coś takiego?! Co to miało znaczyć?
I dlaczego nie protestowałam?
Dante nagle podniósł się i poszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Odprowadziłam go wzrokiem, nadal myśląc nad tym, co się stało. Opuszkami palców odruchowo dotknęłam swoich ust, nadal wilgotnych po spotkaniu z tymi chłopaka. Czy on zrobił to naprawdę? Czy ja tylko to sobie wszystko wyobraziłam?
Siedziałam tak, w zupełnej ciszy, sama ze swoimi myślami. Już nie wiedziałam, co mam robić. Całkowicie. Niby plany o zakończeniu tego wszystkiego zniknęły, to i tak jakiś fragment, taki malutki, mnie chciał, abym sięgnęła po nóż. Abym zrobiła to tu i teraz, dopóki Dantego nie ma w pokoju. Ale nie mogłam.
Zwłaszcza, kiedy usłyszałam odgłos pukania do drzwi. Powoli, nieznośnie powoli wstałam, podeszłam do nich i otworzyłam. Zdyszana Ana wpadła do środka.
- Oh, dobry wieczór.. - powiedziałam cichutko, spojrzenie wbijając w swoje stopy. Brunetka zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wszystko w porządku...? - zaczęła, lecz nie skończyła. Obydwie usłyszałyśmy, jak kawałki szkła opadają na podłogę. Szybko minęłam brunetkę i pobiegłam do łazienki. Bałam się, że Dante zrobił coś głupiego. Otworzyłam drzwi i, chociaż nie spoglądałam za siebie, wiedziałam, że Ana tam jest. Również chciała zobaczyć, co się stało.
Moim oczom ukazał się żałosny widok Dantego, opierającego się o umywalkę, z knykciami pokrytymi krwią.
- Przepraszam, Eleno.. -
- Ana, czy mogłabyś mi przynieść bandaże z gabinetu? - zaszklonym wzrokiem spojrzałam na brunetkę, która, zachowując swój poważny wyraz twarzy, zniknęła za rogiem.
- Co ty żeś zrobił? - spytałam, podchodząc do chłopaka i oglądając jego ręce. Od razu zobaczyłam wystający z ciała fragment lustra. Z trudem powstrzymałam się przed płaczem. Dlaczego on to zrobił? Czy to przeze mnie?
- Ja.. Zdenerwowałem się.. - zaczął, jednak zrobił chwilę przerwy i wziął głęboki wdech. - I rozbiłem lustro. -
Niewiele myśląc, spoliczkowałam go. Tak po prostu. Oczy chłopaka otworzyły się szerzej.
- Elly? -
- Cicho bądź, idioto! A co jeśli ten odłamek wbił ci się w nadgarstek?! - krzyknęłam ze łzami, bijąc słabo brzuch młodzieńca. - Zginąłbyś, idioto! Zginąłbyś, a ja bym ci nawet nie mogła pomóc! -



< Dante? xd >

środa, 28 marca 2018

Od Carreou do Jace'a i Any

Ściągnąłem wściekle brwi. Kto mu pozwala na takie spoufalanie się?! Na pewno nie ja! Ten chłopak jest tak samo denerwujący jak dziewczyna. Chociaż... Nie. On działa mi na nerwy jeszcze bardziej. Ciekawe. Czy poziom irytowania innych zależy od uwarunkowań genetycznych? Charakteru? Płci?
Ah, nieważne co, ważne, że jest jedną z tych istot, co sprawiają, że mam ochotę wymordować całą ludzką rasę.
Miałem nawet taki plan.
I wszedłby on w życie, gdyby nie fakt, że moje ręce nie chciały się ruszyć, aby odrzucić Jace'a, aby go udusić bądź rozerwać na małe kawałeczki.
Przywołać miecze, przebyć na wylot, rozpruć brzuch.
Ale nie mogłem. Po prostu, nie mogłem!
Jakby całe moje ciało postanowiło się zbuntować.
Dlatego jedyne, co robiłem, to przewracałem oczami i wzdychałem ostentacyjnie. To jednak nie sprawiło, aby chłopak mnie puścił. Mógłbym się założyć, że zrobił to specjalnie. Mała wredota ruska.
- Możesz już mnie zostawić? - spytałem prewencyjnie, choć i tak znałem odpowiedź.
Ciemne włosy zakryły mi całe pole widzenia, lecz przez ramiona nastolatka, nie mogłem ich odgarnąć swoimi włosami. Usłyszałem w tle ni to śmiech, ni to chichot Any. Tak, na pewno bawi się przednie!
- To za karę. - Odparł chłopak, wzruszając barkami. Czułem jego oddech na policzku. Taki ciepły. Delikatny. Identyczny jak z samego rana. Poczułem, że zaczynam się rumienić wbrew sobie.
- O, Carr się wstyyydzi! - oznajmił donośnie brunet, prostując się. Wykorzystałem okazję, aby poderwać się z krzesła. Miski ze śmierdzącą, niezdrową zupą zatrzęsły się niebezpiecznie. Dłonie dziewczyny szybko je zabezpieczyły.
- Uważaj, co? - wysyczała przez zęby, swoje spojrzenie kierując kolejno na mnie i Jace'a. Chłopak splótł dłonie za plecami, stanął na palcach, zagwizdał cicho i zaczął udawać, że nas nie słucha. Mimo, że oboje widzieliśmy z dowodzącą jego ukradkowe zerknięcia. Głównie na mą osobę. Co za idiota. Głąb. Głupek. Jace. Tak, jego imię to najgorsza obelga, jaką od teraz mogę użyć w stosunku do człowieka. Cudownie.
Skierowałem swoje kroki w stronę okna. Brunetka przechyliła nieznacznie głowę na bok.
- Nie jesz? -
- Nie jestem głodny. - odparłem, co było zgodne z prawdą. W dodatku, to "jedzenie" nie wyglądało zachęcająco. - Niech Jace coś zje. Na pewno jest głodny po pajacowaniu.-

< Jace? Ana?>

piątek, 23 marca 2018

Od Jace'a do Any/Carreou

Znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu. Rozejrzałem się po nim, starając się dostrzec cokolwiek. Nagle kilka metrów od mnie rozbłysło białe, oślepiające światło. Odwróciłem się w tamtą stronę. Zobaczyłem w tamtym miejscu Carreou. Był smutny. Ruszyłem w jego kierunku z zamiarem pocieszenia białowłosego. Droga jednak znacznie się wydłużyła. Zdziwiło mnie to. Niewiele myśląc, zacząłem biec. Odległość między nami nie chciała się zmniejszyć. Przyspieszyłem, wkładając w ten maraton wszystkie siły. Nie zamierzałem dać za wygraną.
Gdy między nami pozostał około metr odległości, byłem już wykończony. Mimo to starałem się utrzymać tempo. Wyciągnąłem przed siebie rękę, by przyciągnąć Carreou do siebie. Jednak gdy tylko musnąłem jego ciało, białowłosy uniósł się nad ziemią i zaczął znikać, jakby został rozwiany przez wiatr. Stanąłem jak wryty. Niczego w tym wszystkim nie rozumiałem. Zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu Carreou. Następnie dodatkowo zacząłem biec i wołać go po imieniu. Nagle usłyszałem odgłos uderzenia, któremu towarzyszył ból. Tak samo szybko wszystko stało się czarne.
*
Otworzyłem oczy z krzykiem. Zamknąłem się, gdy doszło do mnie, że leżę na podłodze. W swoim salonie. Zrobiło mi się głupio. Idiotyczny sen. Przeczesałem palcami włosy i podniosłem się z paneli. Od razu ruszyłem do sypialni, by się upewnić, że u Carreou wszystko w porządku. A jego tam nie było. Poczułem, że robię się blady. Szybko przeszukałem cały dom. Nigdzie nie znalazłem ani jego, ani żadnej informacji. Tenebris poderwał się z miejsca, wyczuwając moje zdenerwowanie. Czarny T-shirt i bieliznę miałem już na sobie, więc szybko dodałem do nich swoje czarne bojówki i Belleville w tym samym kolorze. Zaraz po tym wybiegłem z domu, szybko go zamknąłem i wysłałem wilka na przeszukiwanie jednej części lasu, gdy ja tymczasem przeszukiwałem drugą. Serce biło mi jak szalone. W głowie miałem już różne scenariusze, jak upadek ze skały, atak dzikiego zwierzęcia lub Anioła i uprowadzenie przez...Dantego. Po przebiegnięciu lasu zatrzymałem się i zacisnąłem dłonie w pięści. Wściekłość buzowała we mnie. Obiecałem sobie w myślach, że zabiję tego, kto skrzywdzi Siwka. Ze wszelkim okrucieństwem. ... Sam nie wiem, skąd we mnie takie uczucie. Pewnie to chęć obrony kumpla.
Udałem się do miejsca zajmowanego przez Rudego. Pusto. Gdzie on jest? Byłem coraz bardziej zdenerwowany. Nie zamierzałem marnować czasu na bieganie po ruinach, więc pobiegłem do Eleny, by zapytać, czy nie wie, gdzie on jest.
Zapukałem nerwowo do drzwi. Otworzyła mi Eli.
-Hej. Nie wiesz, gdzie Dante?- zapytałem od razu. Rudzielec, słysząc swoje imię, podszedł do drzwi. Pchany coraz bliskim wybuchem wściekłości chwyciłem go za kołnierz.
-Gdzie jest Carreou?- warknąłem. Na próżno próbowałem się opanować.
-O co ci chodzi?- Dante wyglądał na zdziwionego.
-Słyszałeś.- odparłem.
Eli odciągnęła mnie od chłopaka. Muszę jej znaleźć strój Superwoman.
-Jace, co się stało? - zapytała spokojnie.
-Carreou zniknął. Nie ma go u mnie, ani w lesie.- wysapałem.
Dziewczyna wzięła mnie za rękę, by dodać mi otuchy. Zauważyłem na jej palcach plasterki, a na dłoni Dante bandaż.
-Co wam się stało?- spytałem zaniepokojony. Może i Dante działa mi ostatnio na nerwy, ale nadal jest członkiem naszej paczki.
-Zbiłam kubek i się skaleczyłam. Dante miał wypadek z lustrem. Na szczęście Ana przyszła i nam pomogła.- odparła. Kolejna Superwoman. Jak zwykle na zmianę ratują sytuację.
-Może Carrefou jest właśnie z Aną?- zasugerował rudzielec. Wspomnieniami cofnąłem się do rozmowy z brunetką. Test. Ale dlaczego tak mu się spieszyło?
-..Dante..-
-Hmm..?-
-Masz łeb.- powiedziałem już spokojniejszy i uściskałem ich dwójkę.
-Widzimy się w bazie!- krzyknąłem, odbiegając. Wróciłem na skraj lasu i zagwizdałem. Po chwili był przy mnie zmęczony Tenebris. Wziąłem go na ręce i udałem się z nim do bazy.
Postawiłem (albo raczej położyłem) kupę futra przy wejściu i wszedłem zdyszany do środka budynku.
Gdy tylko zobaczyłem Siwka, poczułem ulgę. Podszedłem do niego i uściskałem go. Zarówno w ramach kary, jak i żeby uspokoić swoje skołotane serce.
-Nie rób tego więcej.- wysapałem.

<Carrefou lub ktoś?>

wtorek, 20 marca 2018

Od Any cd. historii Carreou

Moja brew powędrowała w górę.
- Aż tak ci do spieszno do sprania mi tyłka? - rzuciłam żartem, mierząc Carreou wzrokiem w celu sprawdzenia, czy przyszedł uzbrojony.
No więc, nie przyszedł. Co pozwalało wysnuć wnioski, że albo był głupi, albo nazbyt pewny siebie. Bo pomykanie bez broni, nawet na terenie Ruchu Oporu, było średnio bezpieczne.
Ale może to i dobrze. Przynajmniej nie wbije mi noża w plecy. W dosłownym tego słowa znaczeniu...
- Miałem się stawić, więc jestem - padła odpowiedź na zadane przeze mnie wcześniej pytanie.
Przewróciłam oczami i, odwróciwszy się na pięcie, ruszyłam w kierunku kuchni.
- No więc zaczniemy, jak zjem - rzuciłam przez ramię, otwierając drzwi. - Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie. Jace ma tendencje do przesypiania porannych spotkań. Jakoś nie przyszło mi do głowy, że mógłbyś przyjść bez niego.
Podeszłam do jednego z niewielu kranów z bieżącą wodą i umyłam pokryte pyłem ręce. Następnie sięgnęłam do szafki po nieco wyszczerbioną, ale nadal jeszcze pełniącą swoją funkcję, miskę i postawiłam ją na blacie. Spojrzałam przez ramię na Carreou, który zatrzymał się w drzwiach widocznie nie wiedząc, czy wchodzić. Po sekundzie namysłu sięgnęłam ponownie do szafki, wyciągając drugią miskę.
- Zakładam, że nic nie jadłeś - rzuciłam, sięgając do innej szafki, tym razem wyjmując z niej garnek. Napełniwszy go wodą, postawiłam na kuchence, jednocześnie drugą ręką odkręcając dopływ gazu, a kolanem naciskając guzik zapalający go. Po krótkiej serii trzasków z urządzenia buchnął niebieski płomień. Zmniejszyłam go do odpowiadających mi rozmiarów. - Mogę ci zaoferować co najwyżej zupkę z torebki. Świeżych składników mamy jak na lekarstwo, więc musimy zadowolić się tym - spojrzałam na niego dyskretnie ponad ramieniem, ciekawa reakcji na moje następne słowa. - Ale pewnie jesteś przyzwyczajony. Warunki żywieniowe u nas to raj w porównaniu z innymi miejscami.
Carreou wydał się nie wiedzieć o co mi chodzi, ale zaraz jakby go olśniło i z zapałem pokiwał głową na znak, że zgadza się z moją wypowiedzią.
Albo mam paranoję, albo z tym gościem naprawdę jest coś nie tak.
Nie spuszczając wzroku z nowego, sięgnęłam ręką do szuflady i wyjęłam z niej dwie paczki zupek chińskich. Otworzyłam je po omacku i wrzuciłam ich zawartość do misek, wyłapując torebki z ostrym sosem. Pomacham jedną z nich przed twarzą Carreou.
- Chcesz?
Wzruszył ramionami.
- To wezmę twoją porcję - wlałam zawartość obydwóch mniejszych torebek do jednej z misek. Gdy tylko woda w garnku się zagotowała, wyłączyłam gaz i zalałam makaron. Wyciągnęłam jeszcze z odpowiedniej szuflady pałeczki (nie każdy potrafi nimi jeść, ale to już nie mój problem), które znalazłam kilka dni temu w jednym z opuszczonych domów w bogatej dzielnicy i sobie przywłaszczyłam - zrobione były z dobrej jakości drewna i wykończone masą perłową. Jeden z niewielu zbytków, na których posiadanie mogłam sobie pozwolić.
- Bon apétite - powiedziałam z uśmiechem, zgarniając obydwie miski z blatu i stawiając po dwóch stronach niewielkiego stolika na środku pokoju.

Carreou?

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Dantego do Eleny/do Ktosia

Widząc do tego stopnia panikującą dziewczynę, nie wiedziałem co zrobić. Miałem na nią nakrzyczeć? Nie, byłbym bez serca. Zabić? Hmm, w bardzo nowoanielskim stylu. Pocieszyć? Tylko jak?
Niewiele myśląc, złapałem tę kupkę nieszczęść i przytuliłem do swojej piersi. Mocno. Tak bardzo, że nie mogła się wyrwać.
- Puść mnie! - zaczęła ponownie krzyczeć, więc zacząłem głaskać jej włosy. Nawet ją polubiłem, jako ludzką przyjaciółkę. Była taka słodka, urocza, niewinna jak małe dziecko. Nie mogłem jej skrzywdzić. Zwłaszcza teraz.
- Shh, weź głęboki oddech... Policz do pięciu.. To tylko napad paniki.. poradzisz sobie. - wyszeptałem spokojnym tonem, swoje spojrzenie przenosząc na wilgotne policzki nastolatki. Teraz łzy moczyły moją koszulkę, a ciecz z czasem przenikała przez materiał. Zignorowałem to dziwne uczucie, skupiając się na uspokojeniu Eleny.
- Nie mogę, Dante... Naprawdę nie mogę.. - Głos niebieskowłosej drżał, wahał się o kolejne oktawy. Widząc, że zbliża się kolejny atak paniki, pocałowałem ją. Tak po prostu. Kierowałem się logiką, że szok należy zwalczyć jeszcze większym szokiem.
Zapadła cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami.
- Da - Dante? - Spytała cichutko dziewczyna, dłonie przytulając do swojej piersi. W milczeniu wstałem, otrzepałem się i skierowałem do łazienki. Nie wiedziałem, jak mam na to zareagować. Oparłem się dłońmi o umywalkę i rozłożyłem skrzydła, obserwując, jak te poruszają się delikatnie pod wpływem ruchów moich barków. Wpatrując się w swoje oczy, wiedziałem, że jestem przez ludzi postrzegany jako potwór. Odmieniec, morderca ich rodzin. Zrobiliśmy błąd, przynajmniej, ja zacząłem tak odbierać. Tylko jak zmienić samemu nastawienie tysięcy?
Zacisnąłem dłonie w pięść i z całej siły uderzyłem w lustro. Moje odbicie pokryły pajęczyny rozbitego szkła. W jednym odłamku zobaczyłem swoje prawdziwe oblicze - niebiańska istota, w żadnym calu nie wyglądająca jak człowiek. Usłyszałem, że ktoś łapie za klamkę. W ostatniej chwili schowałem skrzydła.
- Przepraszam, /Eleno.. - zacząłem, lecz zamilkłem, kiedy zobaczyłem, że dziewczyna nie jest sama.

<Elena? Albo tajemniczy ktosiu? >

poniedziałek, 19 marca 2018

Od Carreou do Jace'a i Any

Przebudziłem się w nocy. Wzrokiem omiotłem wnętrze pomieszczenia, tak bardzo innego od mojej sypialni w Edenie. Z czasem przypomniałem sobie, gdzie jestem. Na Ziemi, wśród ludzi, których powinienem tak bardzo nienawidzić. Wokół było ciemno oraz w sypialni unosił się zapach Jace'a. Zamknąłem oczy, chcąc wyrzucić z umysłu wizję młodzieńca. Nie udało mi się. Jego obraz powracał jak namolny koszmar.
Przewróciłem się na bok, wbijając spojrzenie w szafkę, czy co to tam było. Zacząłem się zmieniać, mimo, że tak bardzo tego nie lubiłem. Byłem statyczną osobą, a każda zmiana powodowała dyskomfort. Zauważając srebrzyste błyski, sięgnąłem po pierścienie. Chwilę obracałem je w palcach, aby upewnić się, że to na pewno Osiris i Diarmad. Następnie wsunąłem je na prawowite miejsce. Chciałem coś sprawdzić. Co było tak naprawdę przyczyną tych dziwnych uczuć, które doświadczałem w pobliżu Jace'a? Hormony? Choroba? Czy jednak coś więcej?
Usiadłem na łóżku, spuściłem stopy na zimną podłogę i zerknąłem w stronę drzwi. Długo zastanawiałem się, czy warto. A jeśli coś zobaczy? Jeśli jednak nie śpi?
Mechanicznym ruchem wyszedłem z pokoju. Ciemnowłosy leżał na sofie, okryty kocem. Jego czupryna, bezładnie ułożona na poduszce, przypominała aureolę. Jak najciszej potrafiłem, stanąłem przy nim i zmierzyłem wzrokiem chłopaka. Wyglądał, jak każdy inny ludzki samiec. Lecz... było w nim coś, co sprawiało, że zaczynałem postrzegać go inaczej. Bardziej jako osobę, przyjaciela niż wroga. Wyciągnąłem dłoń ku twarzy Jace'a, jednak zatrzymałem się w połowie ruchu. Anielska część mnie nie chciała zezwolić na dotyk, zwłaszcza bez rękawiczek, więc musiałem zamknąć oczy, aby tego dokonać.
Skóra bruneta była ciepła i miękka, miejscami wilgotna. Zadrżałem lekko i kontynuowałem badanie. Opuszki moich palców przesunęły się po opuszczonych powiekach, ku nosie, zatrzymując się na wargach. Bolesna tęsknota za czułością rozdarła moje serce. Kiedy stałem się tym, kim byłem? Kiedy porzuciłem prawdziwą istotę bycia aniołem na rzecz prawie że demonicznej żądzy krwi?
Opadłem na kolana, wsuwając głowę pod ramiona chłopaka. Chciałem poczuć się lubiany, potrzebny, czy nawet... kochany. Tylko tyle.
Wsłuchałem się w miarowe bicie serca Jace'a, które po części uspokoiło moje nerwy. Sam nie wiem, jak długo tam przebywałem, ale kiedy ujrzałem słońce, wznoszące się powoli nad horyzontem, dotarło do mnie, że chłopak niedługo się obudzi. Wstałem więc ostrożnie, ogarnąłem do znośnego stopnia i wyszedłem z domu. Rześkie powietrze rozbudziło mnie do końca. Zgodnie ze słowami Any, samicy przewodzącej ten ruch oporu, miałem zjawić się w kwaterze głównej. Zgadywałem, że była nią budowla, która górowała swoją masywnością nad pozostałymi domkami. Wszystko było otoczone murem. Naprawdę nieźle się rozwinęli od czasu Pogromu. Zaczęli tworzyć na nowo cywilizację, zamiast pogrążyć się w rozpaczy. Ciekawe..
Przerwałem swoje rozmyślania po przybyciu na miejsce. Pchnąłem barkiem masywne drzwi, dając się od progu ogarnąć poczuciu wielkości gmachu. Moje rozglądanie się po głównym holu przerwało pojawienie się dziewczyny.
- Carreou, tak? - Usłyszałem z jej strony, więc skinąłem w milczeniu głową. - Gdzie Jace? -
- Śpi. - rzuciłem krótko, wchodząc po schodach na balkon, gdzie stała ciemnowłosa. - Miałem przyjść na trening. Czy sprawdzian. Kiedy możemy zacząć? -

<Ana? >

czwartek, 15 marca 2018

Od Jace'a cd. Historii Carreou

Gdy tylko Eli wyprowadziła rudzielca, zacząłem się uspokajać. Drań nie wie, z kim zadarł.
-Już w porządku, Ana. Dzięki za opiekę. - jęknąłem, patrząc na głównodowodzącą. Pierwszy raz straciłem nad sobą kontrolę. Dziwne. Chyba ten tyłeczek Carreou porządnie zawrócił mi w głowie.
Dziewczyna puściła mnie dopiero po chwili.
-Sorki, Ana. I Carreou.- powiedziałem, drapiąc się przy tym za głową. Było mi głupio. Ale Rudy serio przegiął. Pogadamy sobie kiedy indziej na osobności. Nie puszczę mu płazem obmacywania Carreou z dwóch powodów - po pierwsze, zaklepałem go pierwszy, a po drugie, jest moim nowym ziomkiem i z tego względu nie życzę sobie takich cyrków.
Długo rozmawialiśmy o sprawach naszej grupy przy ziołowej herbacie. Fajnie było zająć myśli czymś innym niż kłótnią z Dante. Po poruszeniu bardziej poważnych spraw, zaczęliśmy luźną rozmowę. Żartowaliśmy, śmialiśmy się. Szkoda, że tak nie może być zawsze. Żadnej gównoburzy, żadnych problemów, żadnych nieporozumień. Oparłem się zamyślony. Z mojego wewnętrznego monologu wyrwał mnie głos Any. Uniosłem na nią wzrok z uśmiechem.
-Przyda ci się w trakcie poszukiwań. - mruknęła, oddając mi broń.
-Dzięki.- odparłem, po czym obróciłem pistolet w dłoni i wyjąłem z magazynku połowę naboi, które następnie przekazałem dziewczynie.
-Uważajcie na siebie.- powiedziałem, patrząc brunetce w oczy. Była dla mnie jak siostra. Albo raczej matka. Eli to moja siostrzyczka.
Gdy Ana już wyszła, posprzątałem po kolacji. Po szybkim prysznicu, zwolniłem łazienkę zdenerwowanemu siwkowi. Pękałem ze śmiechu, gdy słyszałem jak mamrocze pod nosem, zdenerwowany bliskim spotkaniem z Dante. Polubiłem go.
Wziąłem trochę gałęzi o średniej grubości i zacząłem ostrzyć ich końce. Musiałem się przygotować na wypadek, gdybym stracił wszystkie naboje na wycieczce. Lepsza taka broń, niż nic. Mimo to i tak czułem się, jakbym się cofnął do ery kamienia łupanego. Albo i gorzej, bo nawet kamienia nie miałem.
-Co robisz?- usłyszałem z końca pokoju. Spojrzałem na Carreou i uśmiechnąłem się do niego.
- Bieda w kraju, to trzeba sobie jakoś radzić.- odpowiedziałem. Białowłosy usiadł obok i obejrzał jeden ze skończonych drewnianych oszczepów.
-Co sądzisz?- zapytałem, mimo że wiedziałem, iż taka broń jest żałosna.
-Ujdzie. Ważne, by było skuteczne. - odparł Carreou.
-..Dzięki.- uniosłem kącik ust i wróciłem do pracy. Białowłosy po chwili poszedł spać.
Gdy skończyłem swoją pracę, wyrzuciłem wiórki, a naostrzone patyki związałem ze sobą i postawiłem przy przygotowanym do podróży plecaku. Przechodząc obok krzesła, na którym zostawiłem swoje ubranie, zauważyłem błysk w jednej z kieszeni moich spodni. Wyjąłem z niej nic innego, jak pierścienie Carreou. Jak mogłem o nich zapomnieć?
Od razu wszedłem do sypialni. Białowłosy już smacznie spał. Bezszelestnie zbliżyłem się do niego i położyłem dwa małe przedmioty na stoliku nocnym. Następnie spojrzałem na twarz Carreou. Wyglądał niezwykle uroczo. Pogładziłem włosy tego małego słodziaka, życząc mu szeptem miłych snów, po czym opuściłem pomieszczenie.
Położyłem się na sofie i okryłem starym kocem. Nie pozwolę skrzywdzić ani Any, ani Eli, ani Carreou. Co do Dante to nie jestem pewien. Mam mieszane uczucia, jeśli o niego chodzi. Ale może kiedyś się dogadamy. Oby, bo narazie jest na mojej czarnej liście.

<Carreu? Słodziaku? :3 >

środa, 14 marca 2018

Od Eleny cd. historii Dantego i Any

Kiedy tylko Ana i Jace odeszli, a ja zostałam sama z nowym, poczułam strach. Zupełnie taki sam jak w szklarni. Coś tutaj bardzo nie pasowało. Może gdzieś przecieka gaz, jest trzęsienie ziemi, albo ten mężczyzna jest aniołem?
Pokręciłam szybko głową, chcąc odgonić od siebie myśli. Carreou wpatrywał się we mnie jak wygłodzony sęp w umierające zwierzę. Dlaczego mam takie dziwne alegorie?!
- Emm... Nazywam się Elena. - Powiedziałam cichutko, skubiąc palcami nitkę swojego golfa. Mężczyzna chrząknął, lecz poza tym nie odezwał się.
- Elena van Atre. - Powtórzyłam, myśląc, że nie usłyszał. Białowłosy jednak prychnął pod nosem.
- Nie jestem głuchy. - Wycedził. - Słyszałem za pierwszym razem. -
Oj, to nie jest dobry początek znajomości. Jeszcze bardziej onieśmielona, zamilkłam całkowicie. Niekomfortowa cisza ciągnęła się, dopóki Jace i Ana do nas nie dołączyli. Spojrzałam na nią jak na swoje wybawienie, którym po części była. Uratowała mnie od tej jakże żenującej rozmowy.
Wspólnie zajęliśmy się jedzeniem, a nasze pupile dokazywały wesoło pod stołem. Mikasa łapała Kuro, który co jakiś czas chował się przy właściciele, a Tenebris szturchał nosem kotkę, pokazując swój złośliwy charakterek. Kiedy nikt nie patrzył, oddałam zwierzakom część swojej kolacji. Wilk przechylił łeb na bok.
- Shh... To nasza mała tajemnica. - Powiedziałam szeptem, głaszcząc go za uchem.
Pozostała część kolacji była jednym, wielkim chaosem. Wpadł Dante, zaczął łasić się do naszego nowego gościa, Jace chciał go zabić..
A ja, pchana altruizmem, zabrałam chłopaka do swojej przychodni. Mimo, że nawet najmniejszy dotyk chłopaka sprawiał, że rumieniłam się, nie dawałam tego po sobie poznać. Zastanawiałam się ciągle o przyszłości oraz przeszłości. O mojej mamie, która leży gdzieś w ziemi, bez właściwego pogrzebu.. Moim ojcu, rodzeństwie.. Czy oni żyją? Ponownie zaczęłam myśleć o samobójstwie. Chciałam w końcu żyć w spokoju, bez trwogi o to, czy przypadkiem kiedyś się nie obudzę z nożem na gardle. Ale nie mogłam zostawić swojej nowej rodziny. Musiałam im pomóc, gdyż kto jak nie ja zna wszystkie rośliny w okolicy?
Z przemyśleń wyrwał mnie głos Dantego. Klęczałam na podłodze, grzebiąc palcami w skorupach kubka. Na opuszkach znajdowały się krople czerwonej krwi.
- Wszystko w porządku? - Rudzielec pomógł mi pozbierać odłamki, a następnie położył dłonie na moich ramionach. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Czy to wina moich przemyśleń? Leków? Sytuacji, w jakiej żyję?
- Zostaw mnie! - Wrzasnęłam piskliwie i skuliłam się pod szafkami. Głowę schowałam między kolanami, gwałtownie wybuchając płaczem.
- Nie dotykaj mnie.. Proszę.. Nie dotykaj już..-

< Dante?>

poniedziałek, 12 marca 2018

Od Dantego cd. historii Jace'a i Eleny

Co to, to nie! Nie będzie mi się jakiś człowiek tutaj pałętał pod nogami! Spojrzałem butnie na chłopaka, uniosłem podbródek, a następnie usiadłem na kolanach Carreou. Archanioł warknął wściekle, a Jace otworzył szeroko oczy. Nad wyraz szybko wrócił do swojego dawnego wyrazu twarzy.
- Dobrze. Bardzo dobrze. - mruknął głosem ociekającym jadem, znikając w gabinecie. Chyba wszyscy, oprócz Carreou, gdyż ten nie widział nic poza moimi plecami, odprowadzili go zdziwionym wzrokiem. Elena zasłoniła usta dłońmi, zerkając to na mnie, to na drzwi. Ana jedynie żachnęła się reakcją podwładnego.
- Plan na jutro jest taki.. - Zaczęła, lecz kiedy jej spojrzenie skrzyżowało się z tym Jace'a, trzymającego w dłoni broń, szybko wyprostowała się i silnym uderzeniem rozbroiła bruneta.
- Co ty odwalasz?! - krzyknęła z oburzeniem, na co chłopak wskazał na mnie palcem.
- Ten rudzielec zarywa do MOJEGO Carreou! - Odparł równie głośno szpieg, wiercąc się niespokojnie w miejscu. Elena zebrała w sobie odwagę, chwyciła mnie za łokieć i wyciągnęła z domu, chroniąc w ten sposób przed rychłym rozszarpaniem przez napalonego lowelasa. Tylko tego mi teraz brakowało - konkurencji.
Podążyłem za dziewczyną do jej skromnego lokum, mieszczącego się w starej przychodni weterynaryjnej czy czymś takim. Niebieskowłosa nie oglądała się zbyt często za siebie, jednak kiedy to robiła, widziałem w jej spojrzeniu coś.. Dziwnego. Nie wiedziałem dokładnie co, gdyż większość ludzkich uczuć jest mi obca, ale to na pewno nie była typowa nieśmiałość. Otworzyłem nam drzwi, przytrzymując je w dodatku ręką. Nastolatka niepewnie przeszła pod nią, postawiła kota na podłodze i przeszła do niewielkiej kuchni.
- Zrób mi herbatę, jak tam jesteś. - Rzuciłem nonszalancko, rozsiadając się w fotelu w salonie, skąd mogłem obserwować poczynania Eleny.

<Elli? Sorrki, że tak krótko. Wenus leniuzaurus opętał ;-: >

niedziela, 11 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Dantego i Any

-Carreou jest mój. Rozumiesz? MÓJ! - warknąłem, przystawiając chłopaka do ściany. Palce mojej dłoni zaciskały się na jego kołnierzyku. 
-Yyy..Jace? - nastolatek spojrzał na mnie zdziwiony. W jego oczach zobaczyłem odrobinę strachu. I słusznie. Ma się, czego bać. 
-Skąd go znasz?- nie zamierzałem dać za wygraną. 
-O co ci chodzi?- 
-O co mi chodzi? Widzisz gościa pierwszy raz na oczy i zaczynasz się do niego łasić, jakby wcale nie był ci taki obcy.- starałem się uspokoić. Z trudem. Wielkim trudem. 
-Jaaa.. - zająknął się chłopak. 
-Jesteśmy kolegami, ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że kręcisz się obok mojej własności, to to się skończy. Czaisz? Jeszcze raz rzuć się na niego, a nie będziesz miał już czym go obejmować.- spojrzałem surowo w oczy Dantego. Widać było, że zrozumiał, iż mówię jak najbardziej poważnie. Mimo tego wciąż miałem ochotę dać mu nauczkę, ale muszę nad sobą panować przynajmniej w minimalnym stopniu, jeśli nie chcę dokończyć Apokalipsy za Aniołki. Moja pięść uderzyła w ścianę tuż przy głowie nastolatka, pozostawiając wgłębienie w części budynku. Rudzielec podskoczył wystraszony. Ruszyłem wolno do drzwi, nie spuszczając z niego ponurego wzroku. Gdy tylko wróciłem do reszty ekipy, przywołałem na twarz sztuczny uśmiech.
 -Przepraszamy za naszego Dante. - powiedziałem, czochrając włosy Carreou.
- To się już nie powtórzy. Prawda? - spojrzałem chłodno na rudzielca, który wchodził do pomieszczenia.
<Dante? Jace chyba nie lubi się dzielić XD >

niedziela, 11 marca 2018

Od Dantego cd. historii Any i Jace'a

Stanąłem pod oknem domu Jace'a i, robiąc z dłoni gogle, zajrzałem do środka. Mnie nie wpuszczono na to spotkanie, mimo, że byłem koniem trojańskim tego marnego ruchu oporu już od dobrych kilku tygodni. Musiałem sprawdzić, czy pewna plotka jest prawdą. Niebiańskie ptaszki ćwierkały, że Carreou postanowił również tutaj zstąpić. A teraz, kiedy widziałem go przed swoimi oczyma...
Starłem kciukiem wilgoć z ust. Moje spojrzenie skrzyżowało się z tym Any. Dziewczyna uniosła pytająco brwi, na co wskazałem na drzwi i złożyłem błagalnie dłonie. Szefowa przewróciła ostentacyjnie oczy i skinęła głową. Od razu wbiegłem do środka. Podbiegłem od tyłu do mężczyzny, objąłem go za szyję i zacząłem się łasić.
- Carruś! Mój malutki, kochany Carruś! -
Archanioł odruchowo zrzucił mnie i wstał z ręką gotową do przywołania mieczy. Zreflektował się jednak po chwili i uspokoił. Dopiero wtedy zrozumiałem, że popełniłem błąd.
- Skąd znasz jego imię? - Brunetka z podejrzliwością w głosie zmierzyła nas obu wzrokiem. O ile było mi wiadomo, nadal mi nie ufała. Skubana, inteligentna jest.
- Emm.. Podsłuchałem! - wyjaśniłem szybko, drapiąc się po tyle głowy. Dziewczyna skinęła głową, po czym przysiadła na krześle.
- A więc.. nowy będzie mieszkał z Jace'm. Dopóki cała sytuacja się nie unormuje. -
- Aj, aj, kapitanie! - Chłopak zasalutował ironicznie, a następnie przyciągnął stołek, zrobiony ze starego pniaka. Machnąłem dłonią. Nie miałem zamiaru siadać. Z tej perspektywy, włosy Carreou wyglądały tak jedwabiście, aż nie mogłem się powstrzymać, aby ich nie dotknąć. Z rumieńcem na twarzy, zanurzyłem palce w kitce archanioła. Zimne spojrzenie chłopaka nie zrobiło na mnie większego wrażenia.
- Dante, pomożesz mi przygotować pokój? - wycedził szpieg, a ja przytaknąłem z uśmiechem. Poszliśmy wspólnie do sypialni. Tam wróciłem do neutralnego wyrazu twarzy. Wskazałem palcem na drzwi, a następnie na Jace'a.
- Carreou jest mój. Rozumiesz? M Ó J! -

<Jace?>

niedziela, 11 marca 2018

Nowy wśród Aniołów!


sobota, 10 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Any

Ana nic się nie zmienia. Dalej zadziorna i nieufna dla nowych. W sumie, to sam nie jestem pewien co do Carreou. Może i ma fajny tyłeczek, ale to nie wystarcza. Tyłek Carreou...Taki cudny...Chwila. Co? Odgoniłem od siebie obraz siedzenia białowłosego i wziąłem z biurka podniszczone pudełko po butach. Mam nadzieję, że nie zarywał pod moją nieobecność do Eli. Zamknąłem za sobą drzwi i wróciłem do jadalni.
 -Mam coś dla ciebie. - powiedziałem, podając niebieskowłosej pudełko. Przyjęła je zaciekawiona i od razu otworzyła. Znalazła w nim trochę nasion w pudełkach po zapałkach i zioła, które udało mi się znaleźć z Tenebrisem. Małe opakowania podpisane były przeze mnie nazwami potocznymi roślin, których nasiona zawierały.
-Dziękuję, Jace. - na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech.
-Podziękuj Tenebrisowi. - wskazałem głową wilka, który leżał obok kotki. 
-Wiem, że to kropla w morzu potrzeb. Dlatego postanowiłem, że wybiorę się na wycieczkę w poszukiwaniu tego, co nam potrzebne. Wyruszam z samego rana. - powiedziałem, opierając się o blat. 

 <Carreou? Ana? Elena?>

piątek, 9 marca 2018

Od Any cd. historii Eleny i Jace'a

Na zastanowienie poświęciłam niecałe pół minuty.
- Owszem - odpowiedziałam. Złożyłam papiery i schowałam je do jednej z całej masy kieszeni moich bojówek, sprawdzając uprzednio, czy aby na pewno jest pusta (jak wiadomo, w kieszeniach bojówek może być wszystko). - Ale nie teraz. Najpierw muszę spotkać się z Jace'em. Chcesz iść ze mną? - spytałam, patrząc na dziewczynę. - Podczas ostatnich poszukiwań wpadliśmy na jakiegoś podejrzanego typka. Nasz kochany chłoptaś miał go wybadać.
- Mogę? - dziewczynie zaświeciły się oczy.
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami, przywołując na twarz uśmiech. Elenie zdecydowanie przyda się oderwanie od codziennych obowiązków, a nie przewidywałam żadnych komplikacji podczas tego spotkania.
- Kuro - powiedziałam, na co mój kruk zleciał z pobliskiego, niezidentyfikowanego w swoim obecnym stanie, mebla i wylądował na moim ramieniu, wbijając w nie pazury na tyle mocno, że się skrzywiłam. - Ogarnij się - warknęłam. Uścisk na moim ramieniu zelżał. - Bierz kota i idzemy - zwróciłam się do dziewczyny. Nie czekając na jej reakcję, przykucnęłam nad otworem w podłodze, złapałam jego krawędź jedną ręką i płynnym ruchem zeskoczyłam na dół.

~*~

Jak przewidywałam, spotkanie u Jace'a odbyło się bez komplikacji. A przynajmniej początkowa jego faza. Po kolacji poszłam z chłopakiem do gabinetu. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły, wyrzuciłam z siebie:
- Anioł?
- Człowiek. Mówił, że szukał jedzenia - padło w odpowiedzi.
- Co z nim zrobimy? - spytałam, krzyżując ramiona na piersi.
- Może zamieszkać ze mną. Resztę zostawiam tobie... Zamierzasz go przyjąć do ekipy? - spytał, opierając się o biurko.
Mój wzrok mimochodem powędrował ku zamkniętym teraz drzwiom.
- Jeszcze nie - odpowiedziałam. Widać, że Jace nie spodziewał się takiej odpowiedzi, bo popatrzył na mnie unosząc pytająco brew. W odpowiedzi wzryszyłam tylko ramionami.
- Dlaczego? - zapytał.
- Bo mu nie ufam - wycedziłam. Mógłby choć raz przyjąć moje zarządzenie bez gadania. - Jest dziwny. Inny...
- Przesadzasz.
Przeniosłam powoli wzrok na chłopaka. Zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem. Na jego twarzy, wiecznie wyrażającej niesamowitą pewność siebie, pojawił się ślad strachu, ale na chwilę tak krótką, że mogło mi się tylko wydawać.
- Może i przesadzam - odparłam spokojnie. - Ale o ile dobrze pamiętam, obecnie jeszcze ja tu dowodzę. A więc nie, nie przyjmę go jeszcze do ekipy - ruszyłam ku drzwiom, nie czekając na żadne argumenty z jego strony. - Nie spuszczaj go z oczu. Chciałabym też, abyś przyprowadził go jutro do Sali Treningowej, żebym mogła sprawdzić, jak radzi sobie z bronią. Zaraz po zachodzie słońca. Wcześniej będę zajęta.
- Można wiedzieć, czym? - zapytał chłopak, gdy kładłam już rękę na klamce.
- Zastanowię się, czy cię poinformować - mrugnęłam do niego, ponownie przywołując na twarz uśmiech, i wróciłam do jadalni, gdzie czekali pozostawieni samym sobie Carreou i Elena.

<Jace? Carreou i Eleno, cóż się działo, jak nas nie było? 😃>

wtorek, 6 marca 2018

Od Eleny cd. historii Any

Podbiegłam do Any i wtuliłam się w nią. Dziewczyna ze zdziwnieniem odwzajemniła uścisk, po czym powoli odsunęła się i sprawdziła, czy nie jestem ranna. Pokręciłam głową na znak, że nie.
- Żyję.. Dzięki tobie. Chyba nie zliczę, ile razy mnie już uratowałaś. - powiedziałam nieśmiało i postawiłam Mikasę na ziemi. Kotka podeszła do ciała anioła, po czym syknęła na niego i uderzyła łapką. Mała bojowniczka, zawsze lubi przynajmniej udawać, że brała udział w walce. Ana spojrzała na przybudówkę szklarni.
- Byłyśmy tutaj? Na strychu? - Stanęłam przy głównodowodzącej i również odchyliłam głowę. Dziewczyna schowała broń do kabury i wysłała swojego kruka, aby zbadał piętro budowli.
- Nie. - odpowiedziała, kiedy ptak wrócił i usiadł na jej ramieni. - Więc musimy to sprawdzić. -
Wspólnie weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy szukać drogi na piętro. Każda z nas przeszukała inną część domu, lecz to mnie udało się odnaleźć zawalone schody. Od razu zawołałam koleżankę. Ana zmierzyła wzrokiem dziurę, po czym złapała się jej brzegu i wciągnęła na strych. Stanęłam pod nią i spróbowałam skoczyć, jednak nieskutecznie.
- To.. Może ja tu poczekam. - Powiedziałam cichutko, odgarniając kosmyk włosów za ucho. Z góry dobiegł krótki śmiech głównodowodzącej, a po chwili ta chwyciła mnie za nadgarstki, a następnie posadziła na starej drewnianej posadzce. Z jękiem rozmasowałam obolałe miejsca i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było spore jak na strych i wypełnione skrzyniami. Ana od razu zaczęła je przeglądać, znajdując głównie stare gazety, listy czy książki. Jedno pudełko posiadało jednak w sobie kilka puszek zupy. Dziewczyna podważyła wieko nożem i powąchała zawartość.
- Jeszcze zdatne. Nadadzą się. - Stwierdziła, po czym podała mi znalezisko, które schowałam do torby. Po dokładniejszym przeszukaniu, znalazłyśmy jeszcze książkę o roślinach jadalnych oraz trujących i dziennik. Usiadłam z nim przy oknie, aby mieć nieco światła. Części zdań nie mogłam rozczytać, gdyż kartki były zbyt brudne, lecz jedna rzecz przykuła moją uwagę.
- Ana.. Czy to nie jest symbol armii? - zapytałam, pokazując mapę okolicy z zaznaczonymi wojskowymi schronami. Brunetka wzięła tom, obejrzała dokładnie, po czym przytaknęła. 
- Tak. To dokumenty rządowe. Być może w tych miejscach są jakieś zapasy.

- Powinnyśmy to sprawdzić? - Spojrzałam wyczekująco na głównodowodzącą, czekając na jej decyzję.

< Pani dowodząca? >

wtorek, 6 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Carreou

Oparłem się i pogłaskałem łeb wilka przy mojej nodze. 
-Będziemy mieli gości. Anę już znasz. Przyjdzie z nią Elena.- powiedziałem spokojnie. Białowłosy wciąż mi się bacznie przyglądał. To przykre, że dalej myśli, że planuję na niego zamach. Westchnąłem cicho i spojrzałem na Tenebris'a, który zajadał się swoim gnatem. Przynajmniej on mi ufa. Po chwili do moich uszu doszło pukanie (pewnie Eleny), a następnie odgłos silnego uderzenia (na stówę Any). Wstałem i poszedłem do drzwi, zostawiając Carreou pod opieką wilka. Nie myliłem się. Za drzwiami stał nie kto inny, jak Ana i Elena.
-Zapraszam. - powiedziałem odsuwając się nieco, by dziewczyny mogły wejść. Nasza trójka przeszła do jadalni i zajęła wyznaczone miejsca. - A więc to ty jesteś tym nieznajomym?- spytała nieśmiało Elena, patrząc na siwka. 
- To Carreou. Carreou Sherwood. - odparłem. Białowłosy zabrał się za jedzenie dopiero, gdy zobaczył, jak pełny widelec ląduje w ustach brunetki. 
- Co ci się stało? - zapytała Eli, widząc moje dłonie. 
-Nic takiego. Słyszałem, że zostałaś zaatakowana.- odparłem wymijająco, mimo że i tak planowałem poruszyć temat samotnych wycieczek dziewczyny. 
-Tak, w szklarni. - Elena spuściła wzrok. 
-Nie powinnaś chodzić sama, a w dodatku bez broni.- mruknąłem tonem wszechwiedzącego starszego brata. 
-Nie byłam sama, tylko z Mikasą. - zaprotestowała dziewczyna. 
-Jak nauczy się strzelać z Kałacha, to uznam ją za obstawę. - spojrzałem z powagą na twarz Eli. 
-..Przepraszam..- widocznie czuła się winna.
 -Nie przepraszaj, tylko więcej tego nie rób.- powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się pocieszająco do niebieskowłosej. Po kolacji, poszedłem z Aną do gabinetu. 
-Anioł?- zapytała od razu. 
-Człowiek. Mówił, że szukał jedzenia. - odparłem. 
-Co z nim zrobimy?- brunetka zawinęła ręce na piersi. 
-Może zamieszkać ze mną. Resztę zostawiam tobie... Zamierzasz go przyjąć do ekipy? - oparłem się o biurko i spojrzałem na dziewczynę. 
<Ana?>

wtorek, 6 marca 2018

Od Carreou do Jace'a

Powiedzieć "ludzki samiec mnie denerwuje", to jak stwierdzić, że lód nie jest specjalnie zimny. Niby się zgadza, ale całej prawdy nie oddaje. W moim przypadku, zdenerwowanie zahaczało o furię, kiedy tylko słyszałem jego głos. A Jace mówił dużo. To pomstował na to, że baza jest pusta, a Ana "gdzieś sobie poszła", albo, że słońce zbyt bardzo świeci mu w oczy (co skomentowałem warkotliwym "Ty chociaż coś widzisz") bądź, że drzewa nie dają dostatecznie dużej osłony przed wiatrem.
Las. Tam zabrał mnie na pseudo spacer ze swoim kundlem. Nadal miałem zasłonięte oczy, przez co co jakiś czas potykałem się. Chłopak próbował mi pomóc, lecz za każdym razem odpychałem jego dłonie. Psychiczny dyskomfort, jaki odczuwałem bez rękawiczek sprawił, że ostatecznie zacząłem drapać swoją skórę, aby się uspokoić.
- Carreouś, co ty robisz? - Jace zatrzymał się, co wywnioskowałem po nagłej ciszy, przerywanej tylko dyszeniem wilka. Nie odpowiedziałem jak zwykle, kontynuując tworzenie zaczerwienionych śladów na rękach. W pewnym momencie poczułem, że drapię skórę nieco bardziej szorstką od mojej. Odruchowo przestałem, nosem wciągając zapach ludzkiej krwi.
- Jace? - Spytałem towarzysza, kiedy nagle chusta została ściągnięta. Zmrużyłem oczy przed promieniami słońca, które padły na moją twarz. Nadal byliśmy wśród drzew, a na moich dłoniach znalazły się na powrót rękawiczki. Spojrzałem na bruneta, na co ten wzruszył ramionami i owinął podłużne ranki kawałkiem chusteczki. Czy to znaczyło, że to jego skórę wyczułem? Chciałem zadrżeć z obrzydzenia, lecz coś w moim sercu chciało, abym podziękował za przerwanie mej autodestrukcji w powolnej formie. Umysł i usta pozostały niewzruszone, tak, jak powinny.
- Możemy iść? - Jace kopnął samotny kamień, leżący na utworzonej przez zwierzęta ścieżce. Skinąłem delikatnie głową i zamknąłem oczy, szykując się na ponowne owinięcie ich chustą. To jednak nie nastąpiło. Uchyliłem powieki tylko po to, aby móc stanąć twarzą w twarz z uśmiechającym się z politowaniem chłopakiem.
- Nie zasłonisz mi oczu? -
- Po co? Abym musiał ratować co chwilę panienkę z opałów, bo się przewraca na byle gałęzi? - Jace prychnął pod nosem i z rękoma splecionymi na karku ruszył dalej. Chwilę stałem w bezruchu, zdziwiony odpowiedzią, lecz ostatecznie podążyłem za nim. Obserwowałem zaciekawiony ziemską faunę i florę. Była interesująca, na pewno ładniejsza od edeńskiej.
"Dziwne, że nie zauważyłem tego wcześniej." Pomyślałem, kucając przy kępce małych, białych kwiatów. Dotknąłem jednego z nich czubkiem palca. Płatki wydawały się niezwykle delikatne. W pierwszym odruchu spodziewałem się, że się rozpadnie, lecz tak się nie stało. Spojrzałem na bruneta, który zbliżył się do mnie i zmierzył wzrokiem roślinę.
- To stokrotka, nie poznajesz? - Samiec zerwał kwiat, łapiąc go palcami u nasady. Obrócił go kilkukrotnie, trzymając stokrotkę za łodygę, po czym wsunął roślinkę za moje ucho. Nie powiem, zdziwiło mnie to, jednak zanim zdążyłem zadać pytanie, Jace odszedł. Dogoniłem go szybkim krokiem. Wilk szedł przy nodze opiekuna, co jakiś czas powarkując na mnie, Czy to znaczy, że wie, kim jestem? Nie, to niemożliwe. Zbyt dobrze się ukrywam.
Po spacerze, powróciliśmy do bazy, a chusta ponownie wróciła na moje oczy, jednak dopiero przed wejściem. Pozwoliłem się poprowadzić do legowiska Jace'a, myślami uciekając do źródła wody oraz środka czyszczącego. Od razu po "wypuszczeniu", zamknąłem się w łazience i zająłem się dokładnym myciem każdego cala widocznej skóry. Szorowałem ją tak mocno, że w wielu miejscach stała się czerwona. Zignorowałem to, kontynuując mycie. Przerwałem dopiero wtedy, kiedy na popękaną umywalkę spadły krople złotej krwi. Zmierzyłem je wzrokiem i zacząłem nerwowo zmywać.
- No już, już.. - poganiałem wodę jak mogłem, lecz ta uparcie uznała, że chce przestać płynąć. Do drzwi zapukał samiec, prawdopodobnie zaniepokojony faktem, że rozmawiam sam ze sobą.
- Wszystko w porządku, Carreouś? -
- Tak, tak, już wychodzę. - Z trudem usunąłem ślady anielskiej bytności, założyłem rękawiczki i wyszedłem z łazienki. Na stole stała już prosta kolacja, składająca się ze wczorajszego dania. Nieufnie obwąchałem talerz, kiedy usiadłem na krześle na przeciwko bruneta. Nie zacząłem jednak jeść, dopóki widelec nie zniknął w ustach Jace'a. Nie mogłem ryzykować otrucia. A ten człowiek uparcie nie chciał podnieść sztućca z talerza.

<Jace?>

poniedziałek, 5 marca 2018

Od Any cd. historii Eleny

Po tym, jak zostawiłam Jace'a z tajemniczym nieznajomym, postanowiłam zająć się przerwanym przez przybysza zajęciem - szukaniem zapasów i innych przydatnych rzeczy w rumowisku. Robienie tego bez obstawy zakrawało na idiotyzm, ale innej opcji nie miałam. Z resztą, jeśli postaram się nie zwracać na siebie uwagi i omijać patrole Aniołów, powinnam przeżyć tę eskapadę.
Idąc wytoczonym szlakiem (owszem, w brew pozorom chaos rumowiska nie był tak do końca niekontrolowany) otworzyłam magazynek mojego Desert Eagle, żeby się upewnić, ile naboi mi jeszcze zostało, choć doskonale znałam ich liczbę - marne trzy. Starałam się w miarę możliwości je oszczędzać, co jednak nie zawsze się udawało. Nieraz po prostu trzeba strzelić, żeby przeżyć.
Prawda jest taka, że nie strzeliłabym do białowłosego. Doprowadzona do ostateczności raczej poderżnęłabym mu gardło. Może i o tym nie wiedział, ale moja groźba przestrzelenia mu czaszki była tylko czczą pogróżką...
Ostatnio coraz częściej mi się to zdarzało. Mówiłam, że coś zrobię, choć w rzeczywistości nawet nie brałam tego pod uwagę. Możliwości, szczególnie materialne, w obecnym świecie były marne. To samo jeśli chodzi o moje stawianie na swoim. Zbyt często dawałam za wygraną...
Nagle kątem oka zobaczyłam rozbłysk światła... nie, to nie było światło elektryczne. Jakaś eksplozja? Tylko dlaczego niczego nie usłyszałam? Szybkim ruchem zamknęłam magazynek mojej broni i spojrzałam w kierunku, gdzie dostrzegłam owe błyśnięcie. I już wiedziałam, że stało się coś złego.
Szklarnia Eleny. 
Rzuciłam się biegiem w jej kierunku. Uznałam, że w tym wypadku elementem zaskoczenia będzie samo moje pojawienie się, więc nie ma co silić się na dyskrecję.
Podbiegłam do jednego z bardziej potłuczonych okien i nogą obutą w ciężkie martensy, wykożystując do tego zaledwie kilka kopnięć, usunęłam resztki szkła, żeby się zbytnio nie pokaleczyć. Niewiele myśląc wskoczyłam do środka.
Wylądowałam kilka kroków za samotnym Aniołem. Dobrze, że nie przyprowadził ze sobą znajomych, bo miałabym problem. Z jednym poradzę sobie z palcem w nosie.
Gdy tylko moje stopy dotknęły podłoża, uniosłam dłoń z Eaglem, wycelowałam (choć postronny obserwator mógłby uznać, że strzelam na ślepo) i ułamek sekundy później pociągnęłam za spust.
Kula przeszyła potylicę pierzastego przybysza. Nie zdążył się nawet odwrócić.
Kiedyś myślałam, że trudniej będzie je zabić. Jak widać, pozory mylą.
Przekroczyłam nad ciałem i spojrzałam w oczy wystraszonej Eleny, ściskającej w ramionach swoją kotkę.
- W porządku? - spytałam.

<Elena? Wejście smoka xD>

poniedziałek, 5 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Carreou i Any

Szybkim ruchem zerwałem swoją apaszkę z oczu nieznajomego, by móc nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Nie odpuszczę. A on mi jest winny wyjaśnienia. W końcu uratowałem mu te atrakcyjne cztery litery przed Aną. Sam mogłem na tym ucierpieć.
-Gadaj. - mruknąłem. Odpowiedziała mi grobowa cisza. Wyjąłem zza pasa pistolet i przyłożyłem lufę Glocka 19 do skroni białowłosego. Czekałem na jakąś reakcję. Bez skutku.
-Tak chcesz pogrywać? - uniosłem kącik ust w szatańskim uśmiechu. Będzie zabawa.
Schowałem broń i zmierzyłem powoli wzrokiem mojego gościa. Był schludnie ubrany. Zbyt schludnie jak na człowieka. Oczy zatrzymały mi się na jedwabnych rękawiczkach. Białowłosy spojrzał w to samo miejsce.
-..Nie zrobisz tego. - zauważyłem malujący się na jego twarzy niepokój.
- Jednak potrafisz mówić. Może to ci pomoże rozwiązać język? - to powiedziawszy, zdjąłem rękawiczki ze związanych dłoni nieznajomego. Jego oczy otworzyły się szeroko. Tak, wiem. Jestem zły i dobrze mi z tym.
Po ciele siwka przeszedł dreszcz. Powoli zamknął on oczy. Starał się uspokoić. Po chwili wypuścił cicho powietrze z ust, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Zgrywał twardziela. Samobójca.
Wyjąłem ze swoich butów sztylet. Nieznajomy uważnie obserwował moje ruchy.
-Nie są dla ciebie, księżniczko. - zadrwiłem. Następnie zdjąłem buty.
-Wiesz co? Straaasznie mnie zmęczyło to bieganie przez cały dzień. Skarpetki chyba pójdą do spalenia.- to mówiąc, spojrzałem siwemu w oczy porozumiewawczo.
-...Nie zrobisz tego..- jego oczy były szeroko otwarte. Widocznie pewność siebie go opuściła. I słusznie.
Zdjąłem z nóg brudne skarpety i zwinąłem je w kulkę, wkładając przy tym jedną skarpetkę w drugą. Nieznajomy zaczął się szamotać. Chwyciłem go za włosy i odchyliłem jego głowę do tyłu, po czym wrzuciłem mu pod koszulkę swoją bombę biologiczną. Białowłosy panicznie starał się odepchnąć ją od siebie, ale jedynie pogarszał sprawę. Ja tymczasem zdjąłem z jego palców pierścienie i przyjrzałem się im.
-Hej! To moje!- wrzasnął białowłosy.
- Nie zjem ci, chytrusie. - odparłem, nie odrywając wzroku od dziwnych run na obu okręgach. Ciekawe.
Po dokładnym zbadaniu biżuterii, spojrzałem z powrotem na nieznajomego. Dalej się trzymał. Twarda sztuka.
Podniosłem się z blatu stołu i chwyciłem nieznajomego za koszulę. Uniosłem siwego nieco nad krzesłem, na którym niegdyś siedział i rzuciłem go na sofę. Podparłem się na przedramionach nad nim. Był wystraszony. Prawdopodobnie nagłą reakcją z mojej strony. Jego oczy mówiły, że domyśla się, iż pozostał mi jeszcze jeden as w rękawie.
Uniosłem kąciki ust w złośliwym uśmieszku. Następnie zrobiłem "dziubka " i...wypuściła z ust długą kroplę śliny. Utrzymywałem ją tuż nad twarzą mojego gościa. Odczekałem z dwie sekundy, aż nieznajomemu minie pierwszy szok.
- Powiem! Powiem wszystko! - siwek zaczął się drzeć. Wciągnąłem ślinę do ust i przełknąłem ją.
-Czekam. - spojrzałem białowłosemu w oczy. - Na początek, kim jesteś?-
- Człowiekiem, jak wy.- na bank skłamał.
- Jak się nazywasz?- wziąłem w palce kosmyk włosów swojego nowego kolegi.
- Carreou. Carreou Sherwood. - odpowiedział.
- Sherwood?- uśmiechnąłem się lekko.
-Co? Nie śmiej się!- siwek był wyraźnie zdenerwowany.
-Z czego mam się śmiać? Są różne nazwiska.- odparłem. Taka prawda.
-Co robiłeś w tamtym miejscu?- postanowiłem zebrać jak najwięcej informacji.
- Szukałem jedzenia. Zostałem sam i muszę sobie jakoś radzić. Chodzę po ruinach i szukam wszystkiego, co pomoże mi przeżyć. - Carreou opuścił wzrok.
-Czyli tak zwyczajnie sobie skaczemy jak sarenka po niebezpiecznych miejscach? - spytałem, unosząc przy tym brew.
- Nie mam wyboru.- odpowiedział białowłosy, jakby to było oczywiste.
-..Dobra. Kimniesz się u mnie, a jutro pójdziemy do Any. Może znajdzie ci odpowiednie stanowisko.- to powiedziawszy, podniosłem się i uwolnił swojego gościa. Następnie oprowadziłem kolegę po swoim domu. Staram się żyć schludnie, bo zabawnie by było, gdybym został zabity przez butelkę walającą się po podłodze. Ściany przefarbowałem na ciemniejsze kolory. Jaskrawa zieleń to nie mój styl. Na szczęście solidnej podłogi nie musiałem wymieniać.
Pokazałem znajomemu, gdzie jest łazienka, kuchnia z jadalnią i sypialnia.
- A ten pokój?- Carreou wskazał palcem na drzwi gabinetu.
-..Powiem tak, możesz wchodzić do wszystkich otwartych pokoi, a do zamkniętych na logikę mam wstęp tylko ja. Jasne?- spojrzałem na kolegę. Ten jedynie skinął głową.
-Chodź na kolację. - Skinięciem głowy wskazałem jadalnię. Carreou posłusznie zajął miejsce przy stole. Ja natomiast odgrzałem ryż z warzywami, pozostały po obiedzie i dołączyłem z nim do białowłosego. Jadł niepewnie. Jakby obawiał się otrucia.
- Śpisz w sypialni.- mruknąłem. Oczy Carreou otworzyły się nieco szerzej.
-Bez skojarzeń. Jesteś moim gościem. Ja zadowolę się sofą. Po szybkim prysznicu (czego nie można powiedzieć o tej panience), poszliśmy na swoje legowiska. Wolałem nie zamykać oczu. Tenebris czuwał razem ze mną.
***
Rano powitałem gościa śniadaniem, którym była kasza z owocami. Po nim na nowo zawiązałem apaszkę na jego głowie tak, by zasłaniała jego oczy. Obaj razem z wilkiem udaliśmy się do siedziby ruchu oporu, którego członkiem jestem.


<Carreou? Albo Ana?>

poniedziałek, 5 marca 2018

Od Eleny

Od razu po przebudzeniu sięgnęłam po Mikasę. Kotka jeszcze spała, zwinięta w kłębek w plamie światła, która wpadła do naszego małego domku przez brudne okno. Kiedy wzięłam kocicę na ręce, ta miauknęła cicho, lecz nie wyrwała się. Z uśmiechem wtuliłam policzek w miękkie futerko, przez co zostałam obdarzona szorstkim "całusem". Zaśmiałam się pod nosem, próbując ustalić plan na dzisiaj. Na pewno muszę przejść się do lasu bądź ruin szklarni, aby zerwać zioła. Opcjonalnie mogłam przeszukać sklep spożywczy kilka kilometrów stąd, gdzie mogły znajdować się leki, a tych właśnie nam brakowało najbardziej. Po dłuższej chwili usiadłam na twardym materacu, rozciągnęłam się i ubrałam, po czym razem z Mikasą wyszłyśmy na dwór. Nikogo w bazie nie było, gdyż Ana i Jace poszli do miasta. Miałam więc wolną rękę. W ramach śniadania, wzięłam ze spiżarni kawałek chleba i tak przygotowana, poszłam najpierw do lasu. Kotka biegała u moich stóp, co jakiś czas zbierając liście i przynosząc je. Z grzeczności wkładałam podarunki do torby, skupiając się jednak bardziej na ziołach. Zerwałam kilka liści babki lancentowatej oraz brzozy. W materiał zawinęłam borówki oraz jagody. Te również mogły się przydać, zarówno do leczenia czy do samego zjedzenia. Niestety, nie znalazłam za dużo dzikich roślin, więc skierowałam się do sztucznej ich hodowli, z której często korzystałam. Będąc na miejscu, odgarnęłam na bok bluszcz, zasłaniający wejście do rozbitej w większości szklanej budowli i zaczęłam zbierać cząber, dziurawca, kozłka i gorczycę. Mikasa przeszła się dumnie po rabacie, z uniesionym ogonem obwąchując kwiaty. Nagle nastroszyła się i syknęła, patrząc w jeden punkt. Również przeniosłam spojrzenie w tamto miejsce. Moim oczom ukazała się anielica. Zaczęłam szukać broni, lecz nic nie znalazłam. Cofnęłam się więc ku wyjściu. Kobieta wywołała ogień w tamtym miejscu, odcinając mi drogę ucieczki. Drzwi wewnątrz małej przybudówki, którędy również dało się wyjść na zewnątrz, były na drugim końcu szklarni, więc musiałabym minąć moją przeciwniczkę. Złapałam ze łzami Mikasę i zamknęłam oczy, gotowa na śmierć, gdy nagle ktoś wszedł do budynku. 


< Tajemniczy ktosiu?>

niedziela, 4 marca 2018

Nowa wśród ludzi!


niedziela, 4 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Carreou i Any

Zaśmiałem się cicho pod nosem.
- Moja droga Ano.. Dzieci powinny już spać, nie uważasz? - odparłem drwiącym tonem.
- Masz na myśli siebie? - dziewczyna oparła się i spojrzała na mnie. To prawda. Jestem młodszy, ale wyższy. Te dwa centymetry dodają mi conajmniej trzech lat, czyli roku przewagi nad nią. Liczby nie kłamią.
- Jesteś pewna, że chcesz znać odpowiedź na swoje pytanie? - zapytałem, patrząc brunetce prosto w oczy. Zaczęła się zastanawiać.
- Chyba masz rację..- Ana zaczęła się podnosić.
- Zawsze ją mam. - mówiąc to, uniosłem dumnie podbródek. Brunetka udała, że tego nie słyszała.
- Jak będzie chciał uciec, nie czekaj, tylko rozwal mu łeb.- powiedziała Ana, idąc w kierunku drzwi.
- Się rozumie, szefowo. - odparłem głośniej, salutując przy tym.
Gdy tylko Ana wyszła, odczekałem kilka minut, by znalazła się odpowiednio daleko. Odprowadzałem ją wzrokiem, oparty o ramę okna. Kiedy nastolatka zniknęła już z mojego pola widzenia, zbliżyłem się do nieznajomego i chwyciłem jego twarz, ściskając policzki białowłosego.
- A teraz wszystko mi wyśpiewasz jak u Świętego Mikołaja na kolanach.- mruknąłem, mrużąc oczy.

<To jak będzie Carreou? >

niedziela, 4 marca 2018

Od Carreou cd. historii Jace'a i Any

Gdybym tylko mógł oderwać łapę tego człowieka... Ściągnąłem jedynie brwi, sięgając po chusteczkę, aby otrzeć nią jakże obrzydliwe płyny ustrojowe chłopaka. Kątem oka spojrzałem na Anę czy jak jej tam było, która przewróciła oczami na to, co zrobił jej pobratymca. Ludzki samiec pociągnął mnie między budynki, co jakiś czas zsuwając dłoń po moich plecach. W dół. Za bardzo w dół. W pewnym momencie zatrzymałem się, jednak od razu poczułem na tyle głowy zimną lufę pistoletu.
- Nie musisz się zatrzymywać, mam wszystko pod kontrolą. - Ana ze złośliwym uśmieszkiem naparła bronią, przez co musiałem iść dalej, aby nie ryzykować postrzelenia. Nie lubiłem jej jeszcze bardziej, mimo, iż nienawiść nie może być jeszcze większa. Bardzo nienawidziłem? Strasznie nienawidziłem? Nie.. Te określenia były zarezerwowane dla samca. Kiedy zaczęliśmy zbliżać się do ogrodzonej murem kwatery, Jace zasłonił mi oczy swoją chustą. Zaprotestowałem cichym jękiem. Brunet pochylił się nad moich uchem.
- Shh.. Bądź grzeczny, dobrze, kochaniutki? -
- Nie dotykaj mnie. - Burknąłem pod nosem w odpowiedzi. Ku mojemu bezkresnemu zdziwieniu, młodzieniec klepnął mnie poniżej pasa. Ana zachichotała na ten widok, przez co doszedłem do wniosku, że musiał być niezwykle zabawny. Na pewno nie dla mojej anielskiej dumy, która została bezpowrotnie urażona.
Zostałem poprowadzony przed siebie, często skręcaliśmy oraz schodziliśmy w dół, rzadziej w górę. Czyli to była typowa zagrywka, aby mnie zmylić. Miałem stracić rachubę czasu oraz drogi. W razie gdyby moja prawdziwa osobowość została wykryta, teoretycznie nie mógłbym wrócić do miasta, aby wezwać pomoc. Ludzie jednak byli w jakimś stopniu sprytni. Po półgodzinie, może nawet i więcej, zatrzymaliśmy się. Nadal jednak miałem zasłonięte oczy. Chciałem zdjąć chustę i umyć się jak najszybciej, lecz któreś z ich dwójki chwyciło mnie za ręce. Wnioskując po palcach, powoli muskających skórę - był to samiec. Tylko tego mi brakowało. Ktoś przyciągnął krzesło i usiadł na nim, a następnie wyciągnął rzeczy z moich kieszeni na stół. Z trudem zwalczyłem odruch wymiotny, myśląc, ile zarazków właśnie znalazło się na moim ciele.
- A więc, Jace. - rzuciła jakby od niechcenia dziewczyna po chwili ciszy. - Pokaż mi ten swój światły plan ratowania zagrożonych gatunków.-
Śmiech samca rozbrzmiał w nieco pustym pomieszczeniu, co wywnioskowałem po echo, które dobiegło do moich uszu. Obydwoje, ja z napięciem, Ana ze znudzeniem, czekaliśmy na odpowiedź, która mogła ocalić bądź zakończyć moje życie.

<Help me>
<Ktoś coś?>

sobota, 3 marca 2018

Od Jace'a cd. historii Any i Carreou

Oparłem łokcie na parapecie zniszczonego budynku, w którym się znajdowałem. Głowę ułożyłem na dłoniach. Mój wzrok nie mógł się odkleić od białowłosego. A raczej jego tyłka. Z mojej piersi wydobyło się westchnienie. Ana spojrzała zdziwiona na moją rozmarzoną twarz i uniosła brew. Nieznajomy zerknął za siebie i również zaczął mi się przyglądać z niepokojem. Mała lampka w moim umyślnie dała mi znać, że najwyższy czas się ogarnąć. Posłusznie się wyprostowałem.
- Co się tak gapicie? - spytałem, jak gdyby nigdy nic.
- Gorzej ci? - odpowiedziała Ana. Milusia jak zwykle. Mężczyzna natomiast widocznie wolał udawać, że go nie ma. To ci nie wyjdzie, cukiereczku. - Anaaa.. - wyjęczałem przeciągle. To zawsze ją irytuje. Uwielbiam patrzeć, jak marszczy jej się nosek.
- Czego chcesz? - dziewczyna przeniosła wzrok z powrotem na białowłosego.
- Weź go oszczędź.- powiedziałem z miną szczeniaczka.
- Phi. A to niby dlaczego?- warknęła wyraźnie niezadowolona brunetka.
- Bo wszystkie fajne tyłki zostały wystrzelone jak kaczki. Chcesz się przyczynić do wyginięcia gatunku fajnych tyłków? Nieładnie. - pokręciłem głową z dezaprobatą.
-... I to jest twój argument? - dziewczyna spojrzała na mnie jak na idiotę.
- To bardzo poważna sprawa. - odpowiedziałem z powagą.
-...Chwila. O czym my w ogóle gadamy? - Ana rozmasowała swoje czoło. Widocznie powoli brakowało jej już do mnie sił. - Mów kim jesteś, jak się nazywasz i czego tu szukasz? - dziewczyna powtórzyła pytanie skierowane do nieznajomego. Po jej minie wnosiłem, że czeka na natychmiastową odpowiedź. Ta jednak nie padła. Zwinnym ruchem przeskoczyłem przez przeszkodę i stanąłem przy nich. Powoli złapałem lufę pistoletu w palce i odsunąłem ją na bok.
- Jace, nie denerwuj mnie.- w oczach szefowej błysnęła furia.
- Ciii..- położyłem palec na jej ustach, ryzykując jego utratą. - Może ja go przepytam? - zaproponowałem z uśmiechem.
- Ty? - brunetka zawinęła ręce na piersi.
- Tak, ja. Ty masz złe nastawienie. Twoja aura do tego się nie nadaje. Widzisz jaki spięty jest nasz nowy kolega? - spojrzałem na białowłosego. - No już, nie zjemy cię. Przynajmniej na razie. - mówiąc to objąłem nieznajomego ramieniem. Zauważyłem minimalne skurcze mięśni na jego twarzy. A jednak. Albo facet ma mysofobię, albo jest pierzastym. Albo jedno i drugie.
Przypomniawszy sobie o zniecierpliwionej pani szef, odpędziłem od siebie myśli i uniosłem złośliwie kącik ust, po czym musnąłem językiem policzek białowłosego.
- Polizane, zaklepane. Zabieram go do siebie na wywiad. Info dostaniesz jutro. - powiedziałem z uśmiechem obserwując, jak nieznajomy stara się usilnie ukryć zbierający się w nim wybuch szału.
<Ana? Albo Carreou? >

© Halucynowaa | WS | X X X